Zdarzył się Wypadek. Ubezpieczenie – o czym należy pamiętać!

„Wypadki chodzą po ludziach” – pewnie słyszeliście to setki razy i zawsze twierdziliście, że Was to nie dotyczy. Ja też tak twierdziłem, lecz moje pragmatyczne podejście do życia, zawsze przypomina mi o wykupieniu odpowiedniego ubezpieczenia. Co z tego, jak nie zawsze skutecznie udaje nam się uzyskać od ubezpieczyciela zwrot poniesionych kosztów leczenia. Wszystko to, czego nauczyłem się na przykładzie mojego wypadku i o czym należy pamiętać w sytuacji nieszczęśliwego zdarzenia.

Nie wiem jak to jest, lecz kolejne wyjazdy kanioningowe, w których brałem udział pokazywały mi i moim znajomym, że statystyka i prawdopodobieństwo nie działa, a właściwie, że nas nie dotyczy. Prawie zawsze komuś się coś działo.

  1. Korsyka – poważne wychłodzenie organizmu po spędzonej awaryjnie nocy w kanionie zakończyło się ewakuacją przy użyciu helikoptera i kilkudniową hospitalizacją.
  2. Włochy – uszkodzenie nogi w kanionie, ambulatorium, zdjęcia rentgenowskie i wcześniejszy powrót do Polski.
  3. Majorka – po niskim skoku strzaskanie główek kości piszczelowej i strzałkowej, lot śmigłowcem ratunkowym i w efekcie pobyt w szpitalu i transport medyczny do Polski.
  4. Alpy Nadmorskie – uszkodzenie stawu skokowego, wizyta w ambulatorium, leki, usztywnienie itd.

Generalnie trochę się niestety działo – a powiadają, że „sport to zdrowie”.

majorka kanioning helikopter akcja ratunkowa
Majorka – służby ratunkowe z udziałem helikoptera zabierają jednego z naszych znajomych do szpitala.

Historia mojego wypadku – kanioning w Alpach Nadmorskich

Jest rok 2010. Jesteśmy w Alpach Nadmorskich we Francji i wraz z moim wieloletnim znajomym poszliśmy do Kanion Carleva, aby go przejść. Na początku wszystko szło sprawnie – było trochę mało wody, więc część wodnych przeszkód musieliśmy pokonywać używając lin zamiast skoków do wody. Niestety mniej więcej w połowie kanionu nastąpiło coś, czego w życiu się nie spodziewałem.

Usłyszałem tylko trzask pękającej wydawać by się mogło grubej i solidnej gałęzi wrośniętej w skalną ścianę. W mojej głowie, niczym jak w bajkach, pojawił się wielki znak zapytania, a na twarzy grymas zdziwienia – o co chodzi? Co się stało? Szybko uświadomiłem sobie, że moje ciało odsuwa się od ściany i znajduje się w powietrzu, a obok spada odłamany kawał konara. Grawitacja nadała wiadomy kierunek lotu. Spadam, lecę w dół. W głowie totalna pustka, brak jakichkolwiek myśli. Jest zupełnie inaczej niż w snach o lataniu, gdzie wszystko dzieje się jakby w zwolnionym tempie. Tutaj wszystko odbyło się z kosmiczną prędkością. Nawet nie zdążyłem zmartwić się i przeanalizować co się stanie jak już moje ciało wyląduje na ziemi. Nie było czasu na oszacowanie prawdopodobieństwo urazu, na ułożenie ciała w odpowiedniej trajektorii celem minimalizacji obrażeń. Nie mogłem wybrać sobie miejsca lądowania, gdyż upadałem plecami. Moment upadku nastąpił gwałtownie. Nagle poczułem na plecach, że mój niezaplanowany lot zakończył się i dotknąłem ziemi.
Tak szybko jak upadłem, tak momentalnie powstałem, otrzepałem się i pobiegłem dalej powtarzając na głos „Nic się nie stało. Nic się nie stało. Nic się nie stało.” próbując sobie wmówić, to tylko mi się przyśniło i nic mi się nie stało. W tle słyszałem tylko krzyk mojego kumpla – Stahoo krzyczał – „Sid – to moja ksywka w klubie – tylko się nie ruszaj!”. Po kilkunastu metrach zatrzymałem się.

majorka kanioning helikopter akcja ratunkowa
Profesjonalnie usztywniona noga kolegi w oczekiwaniu na ratowników.

Doszedł do mnie Stahoo i dopiero teraz dotarło do mnie, że spadłem. Popatrzyłem na skalną ścianę i miejsce, w którym przed chwilą byłem, tam gdzie teraz wystawała reszta ułamanego konara. Tak na oko to jakieś 7-8 metrów nad ziemią. Wróciłem do miejsca, gdzie upadłem. Trzy wielkie, płaskie kamienie położone jeden obok drugiego. Środkowy z nich znajdował się ok. 50 cm poniżej tworząc duże zagłębienie. Wpadłem dokładnie w sam środek. Upadłem dokładnie na plecy i jedynie lewy łokieć nie zdołał się w tej wnęce zmieścić i całym impetem spadającego siedemdziesięciu-kilku kilogramowego ciała uderzył w sąsiadujący kamień. Rozcięcie doszło aż do samej kości. Przez dziurę w piance nurkowej mogłem dostrzec kawałek główki kości łokciowej. Dziwne było, że nie było zbyt dużo krwi – może to zasługa zimnej wody w kanionie?

Powoli składam sobie w głowie co się stało. Dynamicznie chwyciłem się starego konara, który nie wytrzymał i złamał się. Poleciałem w dół, a mój mózg zadziałał instynktownie wydając komendy do poszczególnych ośrodków mojego ciała. Wszystkie mięśnie napięły się do granic możliwości, nogi i ręce dostały lekkiego przykurczu, grzbiet lekko wygiął się tworząc niczym „koci grzbiet”. Wyglądałem niczym bajkowy żółw ninja, który upadał na swoją skorupę. Na plecach miałem wór jaskiniowy, w którym było kilkadziesiąt metrów liny i plastikowa beczka. Całość mocno zamortyzowało mój upadek.
Szczęście w nieszczęściu nic mi się poważnego nie stało. Właściwie poza raną na łokciu i lekkim szoku (Stahoo twierdzi, że szok wcale nie był taki lekki) nic więcej mi się nie stało. Jak na lot z 7-8 metrów i lądowanie na kamieniach to miałem wiele szczęścia.

Byliśmy dopiero w połowie kanionu, lecz czułem się z miarę dobrze, więc postanowiliśmy, że o własnych siłach skończę kanion, a dopiero tam poszukamy pomocy medycznej.

majorka kanioning helikopter akcja ratunkowa
Majorka. Akcja ratunkowa z użyciem śmigłowca.

Po dotarciu do samochodu szybko przebrałem się i poszedłem szukać jakiegoś punktu medycznego. Spotkałem starsze panie, które siedziały wygodnie przed swoją kamienicą robiąc sweterki na drutach. Niestety nie mogłem się z nimi porozumieć, gdyż mój zasób słownictwa w języku francuskim to jedynie „Je t’aime” oraz „Merci”, lecz gdy pokazałem mój rozwalony łokieć to jedna z nich od razu wiedziała, o co chodzi. Zaprowadziła mnie do lekarza, który miał dyżur w swoim gabinecie w jednej z kamienic. Oczywiście tutaj też tylko francuski, zatem na migi dogadywaliśmy się odnośnie tego, co mi jest. 30 minut później bogatszy o 3 szwy na łokciu, trochę plastra i bandaża, a lżejszy o 50 EUR próbowałem się porozumieć odnośnie mojego ubezpieczenia. Lekarz pokazał mi wystawiony rachunek i że z tym mam się zwrócić do mojego ubezpieczyciela i będzie „OK”. Wróciłem do samochodu. Wróciłem do Polski.

Ubezpieczenie – dochodzenie zwrotu kosztów leczenia

Oczywiście posiadałem ubezpieczenie z rozszerzeniem na uprawianie sportów podwyższonego ryzyka i sportów ekstremalnych. Zgodnie z wytycznymi ubezpieczyciela drobne koszty leczenia nie musiały być zgłaszane w trakcie wyjazdu. Po powrocie zgłosiłem fakt skorzystania z pomocy ambulatoryjnej i poniesienia kosztów leczenia. Wysłałem opis całego wydarzenia oraz oryginał rachunku. Niestety ubezpieczyciel nie zwrócił mi kosztów, ponieważ jak zaznaczył nie posiadałem pełnej dokumentacji medycznej. Wymagał ode mnie przedstawienia diagnozy lekarskiej z wytłumaczeniem, dlaczego szycie mojego łokcia było konieczne. Miałem tylko rachunek, który miał mi wystarczyć – jak widać nie wystarczył :( Po kolejnym odwołaniu się znalazłem się w punkcie, w którym mój następny krok to założenie sprawy sądowej. Z racji, że to było „tylko” 50 EUR nie chciałem przechodzić przez cały aparat sądowniczy i odpuściłem. Pomimo posiadania ubezpieczenia nie mogłem skutecznie domagać się zwrotu poniesionych kosztów.

kanioning włochy ambulatorium
Włochy. Ambulatorium na oddziale SOR.

Ubezpieczenie – o czym bezwzględnie pamiętać!

Dlaczego o tym wszystkim piszę? Podobno z każdego niepowodzenia, z każdego złego wydarzenia, powinniśmy wyciągać wnioski i naukę na przyszłość. Oto one:

  • Moja rada dla wszystkich kanioningowców, wspinaczy oraz grotołazów
    Nigdy, przenigdy nie obciążajcie niesprawdzonego elementu – niezależnie czy to fragment naturalny czy sztuczny – zawsze sprawdźcie to na czym chcecie zawisnąć :) – taka niby oczywista oczywistość, a jak widać można o tym przez chwilę zapomnieć.
  • Jak postępować w sytuacji zajścia nieszczęśliwego wypadku – rada ekspertów ds. ubezpieczeń z porównywarki Rankomat.pl (czyli co zrobić, aby ubezpieczyciel pokrył/zwrócił nam poniesione koszty leczenia).

    „Każde towarzystwo ubezpieczeniowe ma swoją procedurę zgłaszania szkody. W razie nieszczęśliwego wypadku, problemów ze zdrowiem, kradzieży bagażu czy innych problemów za granicą każdy ubezpieczony musi spełnić określone warunki. Są one szczegółowo omówione w Ogólnych Warunkach Ubezpieczenia (OWU) – warto z tym dokumentem zapoznać się jeszcze przed podróżą.

    Procedurę zgłaszania szkody można uogólnić w trzech punktach (co jednak nie zastąpi z zapoznaniem się z OWU konkretnego ubezpieczyciela!):

    1. Zawsze kontaktuj się z ubezpieczycielem – każde zdarzenie, w ramach którego chcemy ubiegać się o pokrycie lub zwrot kosztów MUSI zostać zgłoszone w centrum alarmowym/centrum pomocy ubezpieczyciela. Wówczas otrzymamy informację, jak powinno wyglądać dalsze postępowanie, np. dowiemy się czy leczenie szpitalne będzie pokrywane bezpośrednio przez ubezpieczyciela czy możemy się ubiegać o zwrot kosztów. 
    2. Pokaż polisę w instytucji – zdarza się, że szpital bądź placówka medyczna poprosi nas o okazanie polisy. Warto ją posiadać w formie wydrukowanej lub elektronicznej. 
    3. Zabieraj rachunki/faktury​ – koszty zakupu leków, środków medycznych, pojedyncze wizyty lekarskie, zakup podstawowych artykułów w razie opóźnienia lotu – to koszty, które nie są pokrywane
      bezpośrednio, zwrot za wydatki otrzymamy na podstawie okazanych dokumentów zakupu.”

Dotychczasowe doświadczenia moich znajomych i moje potwierdzają komentarz eksperta. Zawsze jak sprawę załatwialiśmy przez Centrum Alarmowe to nigdy nie było problemu z rozliczeniem: często odbywało się bezgotówkowo, a w pozostałych wypadkach nie było problemów z uzyskaniem zwrotu kosztów leczenia. Szkoda, że sam nie skorzystałem z tej porady.

Mam nadzieję, że opisane przeze mnie zdarzenie, w którym miałem nieprzyjemność uczestniczyć, pozwoli Wam ustrzec się przed popełnieniem moich błędów i nigdy nie dopuścicie do tego, aby musieć korzystać z ubezpieczenia i domagać się zwrotu kosztów leczenia. Jeżeli jednak to nastąpi to nie popełnijcie kolejnego błędu, którego się dopuściłem a całe Wasze leczenie zostanie w pełni zrefundowane przez posiadane ubezpieczenie.
Bezpiecznych wyjazdów i aktywności sportowej!

Wpis powstał we współpracy z porównywarką Rankomat.pl, dzięki której można porównać dostępne ubezpieczenia turystyczne pod względem ceny i zakresu.

Newsletter

Podobał Ci się artykuł i zdjęcia? Chcesz być zawsze na bieżąco i jako pierwsza/y otrzymywać powiadomienia o nowych wpisach na blogu? Zapisz się do newsletter'a. Obiecuję zero spam'u

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Podobają Ci się artykuły i zdjęcia?

Chcesz być zawsze na bieżąco?
Chcesz jako pierwsza/y otrzymywać powiadomienia o nowych wpisach na blogu? Zapisz się na newsletter. Obiecuję zero spam'u