Polowanie na zorzę polarną (Aurora borealis) na Lofotach

Jednym z głównych powodów, dla których postanowiłem pojechać na Lofoty zimą jest zorza polarna (Aurora borealis). Chciałem móc obserwować charakterystyczne kolorowe smugi, najczęściej zielonej barwy i uwiecznić je za pomocą matrycy aparatu. Zrobienie zdjęcia zorzy polarnej było moim marzeniem od dawna.

Niestety złapanie zorzy polarnej nie jest łatwym zadaniem. Jak zawsze w fotografii krajobrazu potrzeba wiele szczęścia do panujących warunków pogodowych oraz do aktywności słońca. Ciągłe śledzenie serwisów pokazujących poziom Kp (indeks planetarny mówiący o zasięgu zorzy)  oraz prognozy pogody, z której odczytamy stopień zachmurzenia nieba. Niestety te dwa elementy muszę ze sobą współgrać, bo nie ma nic gorszego jak wysoka wartość w skali Kp i pełne zachmurzenie nieba :(
Tego wieczoru wiedzieliśmy, że nic się nie wydarzy. Zjedliśmy kolację i porządkowaliśmy sprzęt na wschód słońca. Współczynnik Kp był na poziomie kp 1 (aby zorza polarna była dobrze widoczna na Lofotach musi być na poziomie ok. kp 2), a do tego niebo było szczelnie zaciągnięte gęstymi chmurami. Kolejna herbata parzyła się w kubkach, a ze stołu znikały orzeszki i słodycze. Ostatnie spojrzenie na serwis i podnosimy ALARM.
Za 20 min. przewidywany poziom zorzy polarnej to kp 2,67, a do tego chmury na niebie ustąpiły i pokazały migoczące na ciemnym nieboskłonie gwiazdy. Jeszcze nigdy tak szybko nie ubrałem się i byłem gotowy do wyjścia. Postanowiliśmy z Pawłem, że jedziemy od razu na plażę Skagsanden i tam będziemy polować na zorzę. Emocje, podniecenie, „motylki w brzuchu” i wiele tego typu określeń towarzyszyły nam podczas drogi, którą spędziliśmy niemal w zupełnej ciszy.
Wysiadamy z samochodu. Na plaży kręci się kilka osób ze statywami, lecz na niebie poza kilkoma gwiazdami i chmurkami nic się nie dzieje. No co jest? Trzeba poczekać.
Rozstawiamy się ze statywami, kadrujemy ujęcie i czekamy na zielone wstęgi zorzy, czekamy na spełnienie naszych marzeń, na to, po co przejechaliśmy ponad 2000 km. Nic. Absolutnie nic się nie dzieje. Nie ma kolorów na niebie. Generalnie jest bardzo ciemno – ledwie widać w oddali olbrzymią górę, która jeszcze kilka godzin temu wielokrotnie była pięknym tłem w naszych kadrach. Na niebie są szare chmury. Jedne ciemne, drugie bardziej szare, jakby trochę jaśniejsze. Od niechcenia naciskam spust migawki i czekam 30 sekund.
JEST! JEST! JEST! Cały ekran podglądu zdjęcia się zazielenił!!! Jest zielono!!! Jest zorza! Jest aurora borealis!!!
Tętno 200! Pulsuje mi w głowie. Teraz szybko trzeba przyłożyć się do tematu. Dobrze skadrować, nastawić ostrość i inne parametry. Grunt, aby tego nie spieprzyć (generalnie nie używam słów powszechnie uznanych za obraźliwe, lecz wtedy parę z nich można było usłyszeć). Robię kolejne naświetlanie i oglądam podgląd. Wszystko nieostre. Co jest? Powtarzam operację i znów pierwszy plan, kamienie, góra są nieostre. Kolejne kilka minut są bardzo nerwowe. Jest piękna zielona zorza nade mną, a ja nie potrafię zrobić ostrego zdjęcia? Co jest ze mną nie tak! Jakbym medytował to pewnie wziąłbym kilka głębszych oddechów, aby się uspokoić, ale teraz nie ma czasu na takie „pierdoły”. Trzeba robić kolejne próby i tak do skutku. Nie wiem czy zorza zaraz nie zniknie!
Z pomocą przyszły czołówki i świecenie na pobliskie kamienie – manualne ustawienie ostrości, podgląd i JEST. Jest prawidłowo sfotografowana zorza polarna. Zdjęcie aurora borealis wreszcie zagościło na mojej karcie pamięci! Wreszcie mogę pokazać swoje piękne zdjęcie zorzy polarnej!
Tak właśnie, dla takich chwil człowiek żyje, dla takich chwil człowiek pracuje, dla takich momentów jeżdżę po świecie. Jednym sprawia przyjemność zakup nowego samochodu, nowego telewizora, nowego sprzętu, a mi wystarczy zobaczenie i doświadczenie jak piękny jest ten otaczający nas świat.
Podczas tamtej nocy nie miało znaczenia, że nie jest to idealna zorza polarna, że nic nie było widać gołym okiem, że nie zmieniała swoich kolorów, że nie tańczyła na horyzoncie, jak niektórzy opowiadają. Najważniejsze było, że jedno z moich marzeń i elementów bucket list (jakbym kiedykolwiek ją spisał) się spełniło.
Teraz, gdy piszę te słowa to już wiem na pewno – to nie była ostatnia moja zorza. Chcę więcej, chcę się nasycić tym zielonym kolorem, chcę zrobić kolejne zdjęcia, chcę móc ją znów obserwować.

PS. Czy wiecie od czego zależy aby zorza „tańczyła” i zmieniała swoje kolory? Czy zależy to od współczynnika Kp? Czy może jeszcze czegoś innego?

norwegia lofoty zorza polarna aurora borealis norwegia lofoty zorza polarna aurora borealis norwegia lofoty zorza polarna aurora borealis norwegia lofoty zorza polarna aurora borealis norwegia lofoty zorza polarna aurora borealis norwegia lofoty zorza polarna aurora borealis norwegia lofoty zorza polarna aurora borealis norwegia lofoty zorza polarna aurora borealis norwegia lofoty zorza polarna aurora borealis norwegia lofoty zorza polarna aurora borealis norwegia lofoty zorza polarna aurora borealis norwegia lofoty zorza polarna aurora borealis norwegia lofoty zorza polarna aurora borealis norwegia lofoty zorza polarna aurora borealis norwegia lofoty zorza polarna aurora borealis norwegia lofoty zorza polarna aurora borealis norwegia lofoty zorza polarna aurora borealis

Newsletter

Podobał Ci się artykuł i zdjęcia? Chcesz być zawsze na bieżąco i jako pierwsza/y otrzymywać powiadomienia o nowych wpisach na blogu? Zapisz się do newsletter'a. Obiecuję zero spam'u

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Podobają Ci się artykuły i zdjęcia?

Chcesz być zawsze na bieżąco?
Chcesz jako pierwsza/y otrzymywać powiadomienia o nowych wpisach na blogu? Zapisz się na newsletter. Obiecuję zero spam'u