Jaskinia Wielka Śnieżna – akcja do syfonu Dominiki

Kiedy byłem ostatni raz w Tatrach, w jaskini? Kurcze było to tak dawno, że nie pamiętam. Całe szczęście przełamałem złą passę. Konar (znajomy z klubu) dał mi znać, że jedzie w góry z ekipą około katowicką i w planach jest Jaskinia Wielka Śnieżna. Czy chcę jechać? Pewnie.

ekipa
Ostatnia wymiana zdań przed wystartowaniem na szlak.

Plan był prosty: czwartek wieczorem spakować manatki, szpej i z całym dobytkiem, upychając nogą aparat i dodatkowe karty pamięci. Na drugi dzień trzeba iść do pracy.

Wszyscy spotykamy się w Katowicach, gdzie cała ekipa w składzie: Ewa Zientarska TKTJ, Iwona Sapieszko TKTJ, Darek „Sapiech” Sapieszko KKS, Tomek „Rumun” Stopik TKTJ, Marcin „Felek” Feldman TKTJ, Michał „Konar” Konarski SCW oraz ja zapakowaliśmy się do samochodów i wystartowaliśmy w stronę Zakopanego.

Jaskinia Wielka Śnieżna
Jaskinia Wielka Śnieżna – podejście do otworu.

Około godz 2:00 wpadamy na bazę u Galicowej, gdzie grupka grotołazów już nabiera siły na przyszły dzień. Częstują nas żubrówką, później coś tam jeszcze, śmichy chichy i trzeba iść spać, aby nasze wyjście doszło do skutku. Jeszcze przed zawinięciem się w kokon kochanego śpiwora, wykładamy swoje karty taternika, aby Sapiech – kierownik wyjścia mógł spokojnie pójść rano po zezwolenia dla wszystkich nie musząc budzić nikogo. Sprytne nie?

Jaskinia Wielka Śnieżnaekipa

Poranek nie był tak kolorowy: Sapiech wstał chyba w środku nocy poszedł po zezwolenie i wrócił i zaczął marudzić niczym Zbychu (Pan instruktor PZA z klubu SCW), aby wszyscy już wstali, bo nie zdążymy, bo coś tam innego… masakra. Dałby człowiekowi pospać, w końcu mamy weekend i trzeba odpocząć, a osobie, która w ustawie napisała, że taternictwo jaskiniowe to rekreacja to chyba coś się pomyliło. Ładna mi rekreacja: trzeba rano wstać, coś zjeść ubrać się, załadować ciężki wór ze sprzętem osobistym, doładować liny i inne gadżety (całe szczęście nie tym razem – ale za to dostaliśmy 2 butle do nurkowania do przetransportowania aż w okolice Syfonu Dziadka), dalej trzeba podejść około 4 godzin pod otwór, przebrać się i zjechać do umówionego miejsca – tym razem to Syfon Dominiki czyli na głębokość -742m, a że wchodzimy otworem Śnieżnej to do pokonania mamy tylko, albo aż 567 metrów głębokości, a później to trzeba wszystko wymałpować (wychodzenie na linie przy użyciu specjalistycznego sprzętu), znowu przebrać się i wrócić na bazę. Gdzie tu ta rekreacja? Gdzie odpoczywanie, relaks? Sam nie wiem, ale nie o tym ten tekst. Jakoś nikt nie miał spręża, nie licząc Sapiecha. Powoli mijało śniadanko bacznie obserwując, czy aby pogoda nie pogorszyła się, bo główna zasada to „Turysto, w niepewną pogodę nie wychodź na szlak”.

tatry
Jaskinia Wielka Śnieżna – podejście przez Niżnią Świstówką

Pod otwór dotarliśmy po około 4 godzinach, szybkie, czytaj około godziny przebranie się w cały jaskiniowy majdan, podczas którego zawsze okazuje się, kto, co zapomniał.

Jest godzina 16:00, sobota 9 grudnia 2006. Palce skostniały, nie mam kompletnie czucia, jakby 10 gałązek przyczepionych do dłoni, czyli operowanie sprzętem idzie trochę wolniej niż zawsze. Pokonujemy kolejno lodospad, na którym lodu jest dużo mniej niż zwykle. Zjeżdżamy Wielką Studnię. Oj będzie co wychodzić z powrotem do góry, już teraz czuję, jak zjeżdżam na tych długich odcinkach między przepinkami, że rękawice przepala i prawie nie sposób utrzymać równą prędkość zjazdu. Pokonujemy kolejne Płytowce, aż do Prożku Jenny’ego. Wszystko sprawnie i szybko, w palcach wraca czucie, bo teraz pojawiło się cholerne mrowienie, znak, że nie są to sztuczne kikuty. Dochodzimy do Wodociągów, wszyscy jeszcze uśmiechnięci i zadowoleni z akcji. Wody jest dosyć dużo, brodzimy cały czas w niej uważając, aby nie nalało się do kalosza. Optymizm w zespole trochę spada, pojawiają się małe marudzenia, pomysły o powrocie, przecież ja już tu byłem i takie tam. Sapiech pomimo, że napierał na początku to jakby podświadomie wiedział, co tam dzieje się w ogonie i chyba celowo po przejściu trawersu Konia, nie skręcił w lewo na Suchy Biwak tylko poszedł w prawo, aby zjeżdżać w kierunku Wodospadów. Słusznie, będzie z niego dobry Instruktor.

tatry
Jaskinia Wielka Śnieżna – podejście przez Niżnią Świstówką

Już teraz wiem czemu te kolejne zjazdy nazywają się II Wodospad, III Wodospad. Leje się, że masakra. Całe szczęście, że zaporęczowane (w specjalny sposób powieszone liny, po których przemieszcza się grotołaz) jest tak, aby nie wjeżdżać w wodę, jakieś liny kierunkowe, pomoc kolegi bardzo ułatwiają zjazd i pozostanie w miarę suchym stanie. Pokonujemy jeszcze Marmit i jesteśmy po 5 godzinach od wejścia na II-gim Biwaku. A tutaj sielanka, piwko, jedzonko, picie, czekoladka, batoniki… i zasłużony odpoczynek. Spotykamy także ekipę, której kawałek dalej oddamy butlę.

Rumun ma trochę inny pomysł na ogrzanie się niż wcześniej widziałem. Zazwyczaj każdy ładuje arianę (wytwornicę acetylenu) pod pazuchę, a on rozpina kombinezon i wnętrze, zdejmuje palnik i przystawia go jak najbliżej klaty, a’la Indianin. Podobno działa.

Oj jak przyjemnie wypić coś ciepłego, poczuć smak rozpuszczającej się,taniej czekolady w ustach. Wszyscy zmęczeni, ale zadowoleni coś tam mruczą pod nosem, że może warto już wracać, że już daleko dojechaliśmy, ale nie: napieramy dalej (dobrze, że z nami jest Sapiech).

tatry
Jaskinia Wielka Śnieżna – podejście przez Niżnią Świstówką

Jedziemy dalej przez IV Wodospad, dalej Pochylnia (tutaj Ewa z Konarem postanawiają wracać) i w miejscu Trawersu rozstaje się z moim garbem, tzn. kilkukilogramową butlą hurra! Sapiech poręczuje Studnię Wiatrów. Zjeżdżając nią, nie mogłem wymyślić skąd ta nazwa. Miało się lać a do tego wiatr zawiewać i takim mokrym biczem w pysk, a tu nic (na szczęście). Pytając się chłopaków o pochodzenie nazwy, mówili: poczekaj aż będziesz wychodził tą studnią.

Dochodzimy do momentu, gdzie zaczyna zwężać się a do tego wody coraz więcej. Ja tu nie byłem, więc nie wiem czy jesteśmy w odpowiednim miejscu. Chłopaki szukają rozglądają się, aż wreszcie gdzieś tam wisi jakaś lina, więc napieramy po niej do góry. Po wymałpowaniu do końca po linie, przełknąłem mocno ślinę i delikatnie jak najbardziej potrafiłem wyszedłem już w światło korytarza. Lina nie była przywiązana żadnym węzłem do spita bądź karabinka. Po prostu zawiązany na niej supełek zaklinował się o kamień, nic więcej, więc zrobiło mi się jeszcze bardziej gorąco. Dalej przeczołgaliśmy się przez korytarzyk, krótki zjazd i jesteśmy w odpowiednim miejscu -742m (567 metrów poniżej otworu Śnieżnej): Syfon Dominiki. Całość 7 godzin od wejścia do dziury.

tatry akcja w jaskini
Jaskinia Wielka Śnieżna – jeszcze szybkie siku i wchodzimy do jaskini.

Aby uniknąć niepotrzebnych tramwajów, marznięcia i czekania na siebie po drodze, umówiliśmy się na II Biwaku. Felek, Rumun i Ja poszliśmy w pierwszej ekipie, a Iwona i Sapiech za nami.

W sumie nie ma nad czym się zastanawiać. Każde wyjście z dziury jest takie samo: kolejne odcinki linowe, kolejne odliczania, najpierw do tylu ile się da, później chociaż do 10 ,8 ,5, 4 no i w najgorszym razie jedno dygnięcie i odpoczynek i tak aż do wyjścia. Nie ma czasu, a dokładniej ochoty na emocje, na rozmyślania o egzystencji – myślisz tylko o tym, aby jak najszybciej już stąd wyjść. Pragnienia człowieka sprowadzają się do tych podstawowych: nikt nie myśli o zakupie samochodu, wybudowaniu domu czy sprawdzeniu poczty email. Skupiasz się na sobie, na swoich kolejnych ruchach i marzysz o łyku gorącej, mocno słodzonej herbaty, o kęsie czekolady, lub kawałku mięsa, o jajecznicy na bekonie, o cieple śpiwora i suchych rzeczach.

tatry akcja w jaskini
Jaskinia Wielka Śnieżna – przebieranie się pod otworem.

Idę dalej, z moją karbidówką już dawno temu zaczęło dziać się coś niedobrego i musiałem posłużyć się tikką (czołówka). Teraz już wiem czemu owo miejsce to Studnia Wiatru. Każdy podmuch niesie kropelki wody, która osadza się na Tobie i daje zimno i poczucie mokrości. Chcesz wyjść jak najszybciej, lecz siły na to nie pozwalają. Po pewnym czasie jest już Ci obojętne czy będziesz tylko trochę mokry czy bardzo. Po prostu musisz odpocząć, dać trochę wytchnienia swoim mięśniom.

felek po akcji w jaskini
Felek pod otworem Jaskini Wielkiej Śnieżnej

Dochodzimy na II Biwak, i każdy znajduje jakąś karimatę i dostaje trochę wody do picia, którą zostawili Ewa i Konar, dzięki Wam za to. No tak, miało to być maksymalnie 2 godziny tam i z powrotem, a droga II Biwak – Syfon Dominiki – II Biwak to jazda 4 godzin, wliczając błądzenie po drodze, czyli jesteśmy już 9 godzin w akcji. Układamy się w jak najbardziej wygodnych pozycjach i powieki zamykają się same.

Budzą nas Iwona z Sapiechem. Dopiero teraz zaczynam trząść się z zimna. Pogaduszki i znowu umawiamy się tym razem na Suchym Biwaku. Pokonujemy kolejne wodospady i dochodzimy do biwaku, automatycznie, mechanicznie? Rozkładamy karimaty, NRC-ty i idziemy spać, czekając na ostatnią dwójkę, która zjawia się po jakimś czasie. Iwona jest dosyć mocno zmęczona i od razu kładzie się do naszego łoża. Sapiech namawia nas, żebyśmy już wychodzili. Wreszcie zrywamy się i idziemy dalej. Umawiamy się, że tym razem spotykamy się na bazie, bo nigdy nie wiadomo jaka pogoda nas zastanie pod otworem.

łukasz kędzierski
Autor artykułu po ponad 15 godzinnej akcji w Jaskini Wielkiej Śnieżnej.

W wodociągu trochę pogubiliśmy się, bo zamiast w lewo skręciliśmy w prawo i doszliśmy nie pod prożek Jenny’ego tylko chyba gdzieś w kierunku Warszawskich Kaskad (?), ale połapaliśmy się i już tym razem obraliśmy dobry kierunek i napieramy.

Felek chyba ma trochę więcej energii, bo nas trochę odsadza. Staram się dotrzymywać mu kroku, lecz z marnym skutkiem. Dochodzę do Wielkiej Studni i tutaj potrzebuję dłuższej chwili, aby złapać oddech przed tym wyzwaniem. No i chcę jeszcze zaczekać za Rumunem, który gdzieś idzie, trochę wolniej z tyłu. Po jakimś dłuższym czasie, gdy słyszałem sapania Rumuna zacząłem moją walkę z Wielką Studnią. Nie było mowy o liczeniu do 10, nawet do 5. Początek to po prostu 2 dygnięcie i długi rest. Już mi było wszystko obojętne czy mokro, czy leje się czy nie. Po prostu odpoczynek to była najważniejsza sprawa w tym momencie.

tatry akcja w jaskini
Jaskinia Wielka Śnieżna – zejście.

Trudno powiedzieć, że przemałpowałem te odcinki linowe, po prostu je przemęczyłem. A do tego walka jeszcze się nie skończyła, bo przede mną został jeszcze Lodospad i cholerna Rura. Oj dłużyły się te odcinki, lecz po pewnym bliżej nieokreślonym czasie zobaczyłem folię, która zakrywa wejście do Jaskini Wielkiej Śnieżnej.

Wyszedłem. Jest godz. 7:30, niedziela 10 grudnia 2006. Felek schowany w swoją puchówkę śpi. Na dworze napadało trochę śniegu, widoczność dochodząca w porywach do kilku metrów, generalnie wszędobylskie mleko. Powoli przebieram się w suche, lecz wilgotne rzeczy. Czemu ja nie wziąłem ze sobą polarowych spodni, ani kaleson. Teraz tylko czekanie na Rumuna i idziemy w dół. .Oj cholernie ślisko jest, nie tyle na zmrożonych trawach, co na błocie. I tak krok za krokiem w ciszy, raz po raz naciskając spust migawki idziemy w dół do cywilizacji, do ciepła, do jedzenia, picia, spania.

tatry akcja w jaskini
Rumun po kilkunastogodzinnej akcji.

Jak już wszyscy bezpiecznie znaleźli się na bazie, delikatnie posileni i napojeni zapadliśmy w długi sen, mógłby być dłuższy, lecz niestety musiałem w poniedziałek dojechać do pracy, a ostatni rozsądny pociąg miałem o 23:56 z Katowic.

W mieszkaniu we Wrocławiu pojawiłem się o 4:00 w poniedziałek rano. Zdążyłem tylko wywalić cały syf z plecaka i porozrzucać po pokoju, wykąpać się i spać. W końcu o 7:30 pobudka i do pracy. Takim miłym akcentem zakończyło się wyjście pod hasłem „Jaskinia Wielka śnieżna – akcja do syfonu Dominiki”.

Newsletter

Podobał Ci się artykuł i zdjęcia? Chcesz być zawsze na bieżąco i jako pierwsza/y otrzymywać powiadomienia o nowych wpisach na blogu? Zapisz się do newsletter'a. Obiecuję zero spam'u

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Podobają Ci się artykuły i zdjęcia?

Chcesz być zawsze na bieżąco?
Chcesz jako pierwsza/y otrzymywać powiadomienia o nowych wpisach na blogu? Zapisz się na newsletter. Obiecuję zero spam'u