Monte Rosa – powrót do doliny Aosty (Alagna Valsesia)

Pobudka jak zwykle wcześnie, lecz dzisiaj mamy większego spręża, bo po pierwsze schodzimy w dół do doliny Aosty do urokliwego miasteczka Alagna Valsesia, a po drugie musimy zdążyć na ostatnią kolejkę. Niestety nie wiemy dokładnie, o której ona jest, a do pokonania jest trasa ze schroniska Gnifetti (3647 m. n.p.m.) do stacji kolejki, więc ładne parę godzin.monte rosa zimaPicie, jedzenie, pakowanie gratów, posprzątanie po sobie schroniska, topienie śniegu do termosów i opuszczamy nasze schronienie. Aby uniknąć powtórzenia nieprzyjemnej drogi (ostatnie łojenie ścianki przy schronisku), którą pokonaliśmy kilka dni temu, zakładamy zjazd z barierek. Cel jest taki, aby dojechać do końcówki poręczówek, które nie są zakopane pod śniegiem. Łatwo powiedzieć trudniej zrobić, ponieważ śnieg jest bardzo miękki i za każdym krokiem zapadasz się po pas, a twój przyjaciel „garb” (plecak) nie pomaga.monte rosa zima monte rosa zima monte rosa zimaStrach pomyśleć, lecz po prawie godzinnej walce, manewrując na linie to w jedną to w drugą stronę udaje nam się pokonać trasę. Teraz pozostaje tylko zejście kotłem. W oddali widzimy ludzi. Kurcze, przez prawie tydzień, ani żywej duszy, a przecież latem ten rejon jest jednym z bardziej popularnych terenów, w których w łatwy sposób można wejść na kilka czterotysięczników.monte rosa zima monte rosa zima monte rosa zimaTym razem torowanie przypadło mi, więc z duszą na ramieniu wybieram ścieżkę. Nigdy nie wiesz, po czym stąpasz, psychika działa, więc chcąc mieć to już za sobą, szedłem ile sił w nogach. Tutaj muszę się przyznać, że o ile pod górę idzie mi ciężko o tyle w drugą stronę potrafię przycisnąć. Po niecałej godzince jesteśmy w Mantova. Tutaj krótki rest, rozbieramy się z uprzęży, zwijamy linę i ruszamy szybko w dół, aby zdążyć przed dużym wiatrem i aby załapać się na kolejkę.monte rosa zima monte rosa zimaJesteśmy osłonięci granią, więc coraz mniej odczuwamy wiatr. Trawersujemy, zatem tempo spada. Mijamy moje sławetne miejsce, gdzie dymałem góra-dół raz po rękawiczkę, raz po kask, mijamy budowę kolejnej kolejki i jesteśmy w Punta Indren. Tutaj należy się dłuższy odpoczynek. Widać paru skiturowców, którzy podchodzą pod górę. Widoki przepiękne, lecz w głowie świta tylko jedno: kąpiel.monte rosa zimaKolejny etap to zejście kotłem. Wszystko idzie sprawnie, słoneczko pięknie świeci, tutaj wiatr nas prawie nie dosięga, lecz widać na grani, na której parę godzin temu byliśmy, wielkie pióropusze śniegu, zatem prognoza nie kłamała. Tam teraz musi nieźle dmuchać.
Dochodzimy do punktu, gdzie kilka dni temu trawersując musieliśmy ostro dziabać i rąbać stopnie. Śnieg jest jakby trochę rozmokły (pewnie od słońca), bo czasami zapadamy się dosyć mocno. Teraz nie ma żartów, jesteśmy na stromym stoku o całkiem sporym nachyleniu, trzeba bardzo uważać, aby nic nie wyjechało spod nóg, aby nie spaść te ponad 300 metrów w dół doliny. Kurcze a miała być tak łatwo, przecież to końcówka, nawet widać już dach budynku kolejki. Śnieg coraz mniej związany, że czasami wpadasz po pas i czujesz jak całość zaczyna się z tobą zsuwać. Z sercem prawie w gardle pokonuję ostatnie metry psychicznie wymagającego trawersu.monte rosa zima monte rosa zima monte rosa zimaTeraz pozostało tylko kilkadziesiąt metrów mocno nachylonej ścianki, na której mnóstwo luźnego śniegu. Jako, że torowanie przypadło mojej osobie, to biorąc pod uwagę warunki metoda na „pieska” była chyba najbezpieczniejszą. Czekan wchodzi jak w masło, druga ręka także, nogi kopią stopnie. Płuca można wypluć. Każdy krok jest bardzo czujny – nie chciałbym polecieć z tym wszystkim w dół. Chcę to jak najszybciej mieć za sobą, lecz niestety duże nachylenie żlebu nie pomaga. Pokonuję ostatnie metry i już jestem w bezpiecznym terenie, teraz tylko ustabilizować oddech i czekam na resztę ekipy.

monte rosa zima
Monte Rosa zimą – cała ekipa (od lewej): Łukasz, Joła, Kermit, Jadzia

Wreszcie po 4,5 godziny jesteśmy przed budynkiem kolejki. Uff… wizja zsunięcia się z całym śniegiem na dno kotła już nas nie dotyczy. Teraz zamawiamy ciasto, piwko i rozkoszujemy się cywilizacją. Ludzie trochę dziwnie na nas patrzą, bo twarze mamy nieźle czerwone. Teraz możemy sobie pogratulować zdobycia 2 czterotysięczników zimą, wszyscy zdrowi, bezpiecznie wrócili, a to jest najważniejsze.monte rosa  kolejka górska monte rosa  kolejka górskaWagonik kolejki wypełniamy tylko my i nasze bagaże (+ driver). Od kilku dni czujemy siebie na odległość, wszystkie rzeczy przesiąknięte są człowiekiem zatem decydujemy się na ekstrawagancję, czyli znalezienie noclegu z prysznicem.monte rosa zimą monte rosa  kolejka górska

Poszedłem dowiedzieć się o jakiś nocleg w biurze informacji turystycznej. Panie ładnie pachnące, zatem tak trochę z daleka rozmawiam z nimi, o co mi chodzi. Najbliższy hostel (bo tylko na to nas stać) znajduje się w Varallo (Hostel Via Scarognini, 37 Varallo), czyli jakieś 50 kilometrów w dół doliny. 22E/os za nocleg w 4 osobowym pokoju z łazienką i śniadaniem, to chyba niezbyt wygórowana cena. Najważniejsze, że jest ogrzewany i posiada prysznic z ciepłą wodą.

Alagna Valsesia
Alagna Valsesia w drodze do samochodu.

monte-rosa-zima-33Każdy wziął długą kąpiel, odmaczając całe ciało i porządnie je szorując. Później nastąpił przegląd odrapań, ran, siniaków no i przede wszystkim zjaranych mord. Duże ilości kremu nakładamy na twarz i idziemy coś zjeść na miasto.
Miejscowość bardzo sympatyczna, ciekawa zabudowa, odwiedzamy pyszną pizzerię, później supermarket i możemy wracać, aby położyć się spać w czystej pościeli w ciepłym pokoiku.

mycie zębów
Pierwsze od tygodnia mycie zębów z użyciem ciepłej. Luksus.

W nocy okazało się, że nie jest tak kolorowo. W dzień kaloryfery grzały na maxa i nikt nie pomyślał nawet, aby spać w brudnym śpiworze, lecz w nocy zostały wyłączone i zrobiło się cholernie zimno. Do tego stopnia, że musieliśmy się ubrać, a i tak koce nie zdały egzaminu. Można spokojnie powiedzieć, że był to najzimniejszy nocleg, jaki mieliśmy na tym wyjeździe, wliczając parking i wszystkie schrony do góry.

Rano śniadanie, zakupy w markecie, podróż do domu i tak zakończył się nasz wyjazd zdobywania Monte Rosa, czyli Alp zimą. Było warto – to pewne. Do następnego razu, bo mam nadzieję, że taki będzie.

Newsletter

Podobał Ci się artykuł i zdjęcia? Chcesz być zawsze na bieżąco i jako pierwsza/y otrzymywać powiadomienia o nowych wpisach na blogu? Zapisz się do newsletter'a. Obiecuję zero spam'u

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Podobają Ci się artykuły i zdjęcia?

Chcesz być zawsze na bieżąco?
Chcesz jako pierwsza/y otrzymywać powiadomienia o nowych wpisach na blogu? Zapisz się na newsletter. Obiecuję zero spam'u