Morze Martwe. Kąpiel w morzu i niesamowita maseczka z błota
Morze Martwe to miejsce, o którym słyszał każdy. Przede wszystkim kojarzy się z ogromnym zasoleniem i tym, że osoby, które nie potrafią pływać, będą bez problemu unosić się na jego powierzchni. Czy faktycznie jest tak, jak wszyscy opowiadają? Chcieliśmy przekonać się na własnej skórze, doświadczyć, poczuć i spróbować wody oraz błota wprost z Morza Martwego.
Podchodzimy do brzegu morza, a tak naprawdę jeziora, gdyż Morze Martwe to bezodpływowe jezioro położone w tektonicznym Rowie Jordanu. Wygląda zupełnie inaczej niż nasz polski Bałtyk. Drobny kamienie i pięknie turkusowy kolor wody. Delikatnie zanurzam rękę. Woda jest bardzo mocno oleista, dosyć lepka. Czuję się, jakbym zanurzył moją dłoń w oliwie z oliwek.
Spis treści
Jak bardzo słone jest Morze Martwe?
Następuje czas zderzenia pierwszego wyobrażenia z rzeczywistością. Zanurzam rękę w wodzie i delikatnie czubkiem języka smakuje kilka kropel oleistej cieczy. Fuuuj. Bleeee. Bardzo fuuuj. Woda jest okropnie, obrzydliwie, paskudnie SŁONA!!! Tak właściwie to ciężko mi określić czy można wyczuć inne smaki, bo ta sól zabiła wszystko. Jej smak jest po prostu straszny – nawet durian czy szwedzki śledź (surströmming) się nie umywa do tego smaku. Mądre książki podają, że średnie zasolenie Morza Martwego to 26% (260‰), czyli ponad 35 razy więcej niż Morza Bałtyckiego (ok. 7‰). Wiele osób przestrzegało przed wypiciem tej wody i doskonale ich rozumiem. Dla osób chętnych wrażeń wystarczy spróbować podobnie jak ja, parę kropel.
Czy każdy unosi się na wodzie w Morzu Martwym?
Kiedy już spróbowaliśmy, jak smakuje ta paskudna woda, to nadszedł czas na zweryfikowanie czy faktycznie nie trzeba umieć pływać, aby unosić się na niej. Delikatnie siadam pupą na wodzie, podnoszę nogi do góry i już. Unoszę się na wodzie!!! Nie trzeba nic robić, po prostu ciało samo dryfuje. Uczucie podobne do tego jakbyśmy mieli na sobie założoną kamizelkę ratunkową lub dziecięce kółko do pływania. Kładę się na plecach i kolejny raz się unoszę! Jeszcze próba położenia się na brzuchu z mocno zadartą głową do góry – znów unoszę się na wodzie. Na podstawie empirycznego doświadczenia potwierdzam i ogłaszam, że to prawda – wystarczy położyć się na wodzie, a olbrzymie zasolenie spowoduje, że będziemy unosić się na jej powierzchni.
Ratownicy na plaży oraz liczne tablice rekomendują, aby nie pływać na brzuchu, ponieważ głównie osoby starsze i mniej sprawne, mogą mieć problemy ze wstaniem na nogi. Podobno częstym powodem utonięcia w Morzu Martwym jest trudność obrócenia się na plecy i wstania na nogi.
W trakcie zabaw w wodzie trzeba bardzo mocno uważać na chlapanie. Musimy pilnować, aby żadna, nawet najmniejsza kropla nie dostała się do naszego oka, bo będzie olbrzymi ból. W pogotowiu warto mieć butelkę zwykłej, słodkiej wody, która posłuży do przepłukania.
Unoszenie się i dryfowanie w Morzu Martwym jest bardzo przyjemne. Człowiek siedzi w tej wodzie i nie chce z niej wyjść. W tyle głowy ma nadzieję, że wszystkie magiczne związki znajdujące się w Morzu Martwym wpłyną na jego ciało, że wyjdzie z niej 10 lat młodszy. No cóż – aż tak wielkiej zmiany nie zaobserwowaliśmy – nadal mamy po 30 parę lat. Natomiast kąpiel była baaaardzo przyjemna.
W wielu miejscach zwracano uwagę, aby nie wchodzić do Morza Martwego, jeśli ma się jakieś rany na ciele. Ostrzegano kobiety, aby tuż przed kąpielą nie goliły nóg. Podobno nawet drobne otarcia na skórze mogą powodować szczypanie. W rzeczywistości nie odczuliśmy żadnego bólu. Miałem w miarę świeże zadrapanie na nodze, obtarcie na stopie i nic nie szczypało. Może jestem bardziej odporny lub po prostu każdy inaczej reaguje na szczypanie.
Zobacz jak wygląda piękne dzikie wybrzeże Morza Martwego.
Błoto z Morza Martwego – chłyt marketingowy?
SPA, lecznicze zabiegi, maseczki, peeling i inne „zabawy” rodem z gabinetów kosmetycznych, możecie wierzyć lub nie, nie są moją mocną stroną. Nie będę udawał eksperta w tej dziedzinie, ale podobno położenie Morza Martwego w największej depresji na świecie (422 metrów p.p.m.), większa zawartość tlenu w powietrzu, występowanie bromków, soli mineralnych i mnóstwa innych rzeczy powodują niesamowite właściwości ciemnego błota, które są skuteczne na wszelkie problemy skórne. Pewnie wszystkie kobiety czytające ten artykuł doskonale wiedzą, o czym mówię. Podobno sama Kleopatra w czasach starożytnych wykorzystywała błoto z Morza Martwego przy pielęgnacji swojego ciała.
Już teraz mnie nie dziwi, że w wielu miejscach w okolicach Morza Martwego są sklepy oferujące specyfiki, których głównym składnikiem jest błoto z Morza Martwego. Sklepy oblegane są głównie przez panie. Ceny czasami zwalają z nóg.
Tyle teorii, a jak wygląda to w praktyce? Na plaży znajdował się pojemnik, gdzie było przygotowane przez pracowników błoto. I to za darmo. Sięgamy po mazisty, ciemnoszary kawałek błota z grudkami piasku. Konsystencja przypomina glinkę. Pachnie raczej neutralnie. Rozcieram trochę na rękach i ramionach. Nic się nie dzieje, więc idę na całość. Brzuch, nogi, plecy, barki i na końcu twarz. Wszystko pokryte jest szczelną warstwą ciemnej brei. Teraz szybko na leżaczek i odpoczywamy, a błoto na nas wysycha.
Po całkowitym wyschnięciu idę do morza, aby wszystko z siebie zmyć. Nie jest to łatwa sprawa. Muszę przyznać, że po całym tym „zabiegu” skóra jest idealnie gładka – jak to mówią „jak pupcia niemowlęca”. Nie spodziewałem się, aż takiego efektu. Panie będą zachwycone. Może to efekt placebo, a może faktycznie coś w tym jest? Niezależnie czy w to wierzycie, czy nie, warto spróbować.
Całą operację z nakładaniem warstwy błota chcieliśmy powtórzyć z Nadią. Niestety zakończyło się to dużym płaczem. Widocznie stwierdziła, że co prawda, niemowlakiem już nie jest, ale skórę nadal ma tak delikatną, jak kiedyś, bo bardzo oponowała przed próbą wysmarowania czymś czarnym i brudnym. Wystarczyło, że zobaczyła, jak wygląda usmarowana mama, to miała dosyć.
Morze Martwe zanika
Schodząc po schodach prowadzących na plażę, widzieliśmy tabliczki. Informowały one o poziomie, do którego sięgało wybrzeże Morza Martwego w poszczególnych latach. Jeszcze niedawno wody morza znajdowały się tuż przy hotelu, a obecnie trzeba zejść 200-300 metrów. Morze Martwe z roku na rok zanika. Powodów jest wiele: obniżanie się poziomu brzegu, parowanie i zmniejszona ilość wody z rzeki Jordan, która kiedyś zasilała morze. Obecnie woda z rzeki Jordan wykorzystywana jest do nawadniania pól oraz wpuszczona do sieci wodociągowej Izraela i Jordanii.
Naukowcy pracuję nad projektem próby zasilenia Morza Martwego wodami z Morza Czerwonego. Jednak inicjatywa ta bardzo skomplikowana pod względem logistycznym, ekologicznym i finansowym przedsięwzięciem. Jaka będzie przyszłość Morza Martwego, czas pokaże.
Morze Martwe informacje praktyczne
Przed wyjazdem zdecydowaliśmy, że wygodniej i ekonomiczniej będzie poszukać noclegu w hotelu, który będzie dysponował prywatną plażą nad morzem. Jest to duża wygoda, gdy mamy do dyspozycji leżaki, hotelowe ręczniki, które na pewno się ubrudzą oraz przede wszystkim prysznic. Po wyjściu z Morza Martwego warto spłukać z siebie tę sól i oleistą warstwę. Najczęściej na takich plażach jest specjalnie przygotowane pod turystów błoto, z którego mogą korzystać do woli.
Wbrew pozorom znalezienie hotelu może być tańsze, gdyż na publiczne plaże obowiązuje wstęp w wysokości 20 JOD/os, zatem sprawdźcie to dokładnie. My wybraliśmy hotel Dead Sea Spa Hotel. Oczywiście można poszukać „dzikich plaż” i tam się wykąpać, lecz my takiej formy nie praktykowaliśmy.
Szczegółowy opis, ceny i warunki znajdziecie w artykule Noclegi w Jordanii.
PS. Nasza podróż do Jordanii odbyła się w terminie 17-27.05.2019. Planując wyjazd do Jordanii, na pewno bardzo pomocny będzie artykuł Jordania informacje praktyczne, gdzie znajdziecie wiele praktycznych porad: ceny, noclegi, wiza, pieniądze itd.