Nadia w podróży na Filipiny 2017

Kto by uwierzył, że niecały rok po powrocie z Filipin (Nadia w podróży na Filipiny) będziemy kolejny raz pakowali się w drogę do tego wyspiarskiego kraju? Poprzednim razem zobaczyliśmy niewielki fragment tego olbrzymiego rejonu i wiedzieliśmy, że na pewno powrócimy na Filipiny. Promocje biletów lotniczych pomogły podjąć decyzję. Kolejny raz wyruszamy na Filipiny. Tym razem zamierzamy zobaczyć północny Luzon, wspaniałe tarasy ryżowe, poznać ludzi, którzy tam mieszkają, aby później przenieść się i kolejny raz zasmakować wyspiarskiego życia. Zobaczyć zatopione wraki statków, snorkelować w magicznych lagunach, bawić się na plaży i próbować jedzenia wprost z wody.
Kolejny raz zapraszamy Was do podróży z nami. Zależnie od dostępu do Internetu będziecie mogli śledzić nasze wakacje, gdzie obecnie jesteśmy i co robimy.

Spis treści

nadia w podróży filipiny 2017
Nadia w podróży na Filipiny – zapiski z podróży z 2017 roku – czas start!!!

2017-02-15, 23:11 Wrocław – pakowanie

Każdy wyjazd zawsze ma swój początek. Zawsze ndastępuje czas, w którym trzeba spakować swoje rzeczy do plecaka, zapiąć klamry i wyruszyć. Mamy ten etap już za sobą. Dwa plecaki spakowane czekają, aby wrzucić je na plecy i rozpocząć przygodę. Jutro startujemy – kierunek FILIPINY.

filipiny pakowanie
Filipiny. Pakowanie najważniejszej części ekwipunku – sprzęt foto.

2017-02-17, 5:30, Warszawa – lotnisko Okęcie

Dzisiejszej nocy musieliśmy wcześnie wstać. Jednak pobudka o 3:00 to coś więcej niż „wczesne wstawanie”. Później szybka herbata, kanapka i w drogę na lotnisko.
W trakcie check-in sympatyczny Pan poza standardowymi regułkami zapytał:
– Prowadzi Pan bloga?
– Tak, a dlaczego Pan pyta? – odpowiedziałem
– Taki o podróżach z taką małą dziewczynką? Chyba Nadia ma na imię?
– Tak.
– Znam i czytam. Dzięki Pana wpisom poleciałem na Sri Lankę ;)
– To miłe, dziękuję.
– To teraz leci Pan po nowy materiał na bloga?
– Pewnie, lecimy na wakacje.
– Będę śledził ;)
Nie powiem, ale bardzo miłe to uczucie, jak ktoś kompletnie obcy w niecodziennej sytuacji poznaje cię i jeszcze komplementuje. Pozdrowienia dla Pana.

Warszawa. Lotnisko Okęcie przed wylotem na Filipiny.

2017-02-17, 10:21, Amsterdam – lotnisko Schiphol

Po krótkim locie z Warszawy (2 godz.) mamy 4 godziny oczekiwania na główny lot do Kantonu – ponad 11 godzin. Mam nadzieję, że fotele będą wygodne, a multimedia dostępne na pokładzie pełne dobrych filmów.
Lotnisko w Amsterdamie na jedną olbrzymią zaletę – wielka makieta samolotu, która stanowi plac zabaw dla dzieci – jest zjeżdżalnia, kokpit samolotu, mini ścianki wspinaczkowe itd. Nadia jest przeszczęśliwa i biega cały czas razem z innymi dziećmi. Niby tak niewiele, a dla rodziców podróżujących z dziećmi to wspaniałe miejsce :). Szkoda, że wszystkie lotniska na to nie wpadły (np. w Stambule).

amsterdam lotnisko schipnol nadia
Amsterdam. Lotnisko Schiphol – plac zabaw dla dzieci

2017-02-18, 18:40, Manila, Filipiny

Po 3 lotach i po ponad 16 godzinach w powietrzu dotarliśmy na Filipiny – do Manili. Jedzenie w samolocie było takie sobie, dopiero na locie pomiędzy Kantonem a Manilą zjedliśmy pyszny makaron z krewetkami. Samoloty w China Southern Airlines są ok, lecz bez szaleństw zwłaszcza w porównaniu np. z Turkish Airlines. Niestety trafiło nam się miejsce w ostatnim rzędzie przy samych toaletach. Zdecydowanie nie polecamy – nie ze względu na zapachy, których nie było, lecz przez cały lot ktoś się kręcił, aby skorzystać z toalety lub przychodził, aby porozmawiać na tyłach w korytarzu – lepiej unikać.
Jeżeli ktoś chce się wydostać z lotniska w Manili to najlepszą opcją jest taksówka. Jednak trzeba bardzo uważać, aby nie dać się nabrać. Koniecznie trzeba znaleźć postój białych taksówek z napisem „Regular taxi”. Sympatyczny Pan zapisuje na kartce, jaką jedziemy taksówką i w który rejon – tak dla bezpieczeństwa. Dodatkowo pamiętajcie o zablokowaniu drzwi. Słynne korki w Manili nie były jakieś wielkie, a kierowca taksówki sprytnie sobie radził, aby jechać slalomem pomiędzy pasami – trzeba mieć nieźle wyczuty samochód, aby się tak wciskać. Jest ok. 30 stopni, duży smog, zgiełk, hałas, feeria zapachów, dymu i kolorów – czyli wszystko to, co może zaoferować wielkie miasto.
Odpoczywamy sobie w pokoju przed długą, nocną podróżą autobusem na północ Luzonu, gdzie odpoczniemy pośród pól ryżowych w czystym powietrzu napawając się ładnymi widokami – przynajmniej takie są założenia.
PS. W tym samym samolocie leciało także kilkanaście osób z Polski. Na lotnisku w Manili, chwilę porozmawialiśmy i okazało się, że czytają naszego bloga – a już na pewno dobrze znają poprzednie relacje z Filipin. Nie powiem, ale kolejny raz zrobiło nam się bardzo miło. Wszyscy wspominali o wpisach dotyczących Pamilacan – i większość z nich wybiera się odwiedzić rodzinę Enasa :)

samolot
Lot relacji Amsterdam – Kanton – długa droga lecz większość przespaliśmy lub oglądaliśmy filmy/bajki.

2017-02-19, 18:40, trasa Manila – Batad

Firma przewozowa Ohayami pisała, aby być przynajmniej godzinę przed odjazdem, lecz autobus przyjechał dopiero o 21:30. Po zapakowaniu bagaży siedliśmy na naszych miejscach. Pozytywnym zaskoczeniem było, że klimatyzacja w tym autobusie posiadała regulację i kierowca jej użył, więc temperatura była bardzo przyjemna, a nie tak jak to często bywa zbliżona do temperatury w lodówce. Kierowca poproszony o wyłączenie filipińskiego disco-polo nie miał żadnych obiekcji. Nastała błoga cisza.
Sama podróż, pomimo, że bardzo długa – ok. 10 godzin przebiegła w miarę sprawnie. Pomimo niewygody przespaliśmy większą jej część i pomimo, że czasami działy się dantejskie sceny na drodze i całkiem spora jej część była w remoncie to bez problemu o 7:30 rano zameldowaliśmy się w deszczowym Banaue.

manila autobus
Manila. W oczekiwaniu na autobus.
manila jeepney
Manila. Jeepney nocą ulicą mknie…

2017-02-19, 7:40, Banaue – Batad

Szybkie śniadanie w jednym z guesthous’ów i musieliśmy poszukać transportu do Batad. Większość ofert to zorganizowane jednodniowe wycieczki z przewodnikiem za całkiem spore pieniądze. Poszukaliśmy trochę dłużej i znaleźliśmy ofertę przejazdu busem za 250 PHP/os.
Niestety deszcz cały czas nie odpuszczał i pomimo, że kierowcy odpadła wycieraczka i prawie nic nie widział przez szybę to szczęśliwie dojechaliśmy do końca drogi. Stąd trzeba wyruszyć na nogach szlakiem do Batad.Szlak bardzo mokry, częściowo z małymi strumieniami, kamienie śliskie, lecz bez problemu Nadia poradziła sobie i po ok. 30 minutach doszliśmy do Batad, a przynajmniej tak było napisane na dużym znaku, gdyż widok pięknych tarasów ryżowych był cały przesłonięty przez gęste chmury.
Znaleźliśmy szybko bardzo prosty nocleg na zboczu w Hillside Inn z pięknym widokiem na całą dolinę – musimy tylko poczekać, aż chmury trochę odpuszczą i będziemy mogli zweryfikować na własne oczy czy tu faktycznie tak pięknie.
Czuliśmy zmęczenie nocną podróżą, więc położyliśmy się spać. Na długo.

2017-02-19, 16:20, Batad

Deszcz trochę odpuścił. Dziewczyny chciały jeszcze odpocząć, a ja spakowałem plecak i poszedłem zobaczyć dolinę. Góra zbocza cały czas była przykryta przez chmury, jednak, czym schodziło się niżej idąc pomiędzy malutkimi chatkami pośród pól ryżowych można było podziwiać piękny krajobraz, po który tu przyjechaliśmy – majestatyczne tarasy ryżowe. Fakt, jest tu przepięknie – ładnie uformowane i posadzone przez człowieka sadzonki ryżu, a gdzieniegdzie malutkie chatki, w których na co dzień mieszkają ludzie uprawiający te pola. Cisza, spokój, brak zanieczyszczeń i co dziwne nie ma kogutów – przynajmniej na razie nie słychać ani jednego..
Jutro mamy zamiar wybrać się całą trójką na wycieczkę pośród pól ryżowych.

filipiny batad tarasy ryżowe rice fields
Batad – wioska w chmurach
filipiny batad tarasy ryżowe rice fields
Batad. Tarasy ryżowe.

2017-02-19, 16:20, Batad i pola ryżowe i wodospad Tappiyah Falls

Dzisiaj przywitał nas słoneczny dzień. Tarasy ryżowe widoczne wprost z knajpki naszego guesthous’a pięknie się prezentują. Postanowiliśmy udać się na spacer w dół do wioski. Na niektórych polach ryżowych panie zbierały sadzonki ryżu z jednego pola, aby je przesadzić w inne miejsce.
Pogoda piękna, słonecznie i cieplutko. Cała droga wiodła ścieżkami pośród tarasów ryżowych. Najczęściej są one wyłożone kamieniami, czasami wybetonowane, a czasami pokryte zwykłą gliną i piaskiem, więc po wczorajszych ulewach było dosyć grząsko. Weszliśmy na siodło, z którego można było udać się na piękny wodospad Tappiyah Falls. Cały czas w dół po wysokich kamiennych stopniach. Nadia dzielnie znosiła całą drogę i bardzo ochoczo zdobywała kolejne wzniesienia i stopnie.
Wodospad Tappiyah Falls był bardzo okazały. Z wielkim impetem woda z kilkunastu metrów lądowała w dużym jeziorze. Woda była mocno orzeźwiająca, co doskonale zrobiło na zmęczone stopy Nadii, które chętnie w niej moczyła.
Nadia wyjeżdżając na Filipiny zabrała ze sobą trochę małych zabawek, którymi chciała podzielić się z tutejszymi dziećmi. Była z jednej strony bardzo chętna wręczając drobny prezent dziewczynce, a z drugiej mocno zawstydzona. Dziewczynce bardzo podobała się otrzymana figurka przedstawiająca postać „Anny” z bajki „Kraina Lodu”, pomimo, że nie znała tej bajki. Nadia mówi, że to niemożliwe, że ktoś nie zna tej bajki.
Pomimo, że niektórzy przewodnicy mówili, że trasa nad wodospad Tapiia jest zbyt trudna dla naszej córeczki, to Nadia doskonale sobie z nią poradziła. Całość wycieczki zajęła nam ok. 6 godz. z dużą ilością przerw na robienie zdjęć.
Zjedliśmy kolejny posiłek w naszym guesthousie – kurczak adobo i coś, co zostało nazwane pizza, a wczoraj jedliśmy warzywa curry oraz pieczonego kurczaka. Szczerze – bardzo średnie posiłki, a do tego dosyć małe. Zatem jeżeli ktoś chce się tu najeść do syta to będzie miał problem.

batad nadia w podróży na filipiny
Batad. Piękne pola ryżowe po drodze do wodospadu.
batad wodospad tappia
Batad. Wodospad Tappiyah Falls.
batad nadia w podróży na filipiny wodospad tappia
Batad. Nadia w podróży na Filipiny moczy nogi pod wodospadem Tappiyah Falls.

2017-02-21, 19:41, Dojazd do Sagady

Dosyć wczesna pobudka. Pola ryżowe Batad kolejny raz przywitały nas ciężkimi chmurami. Po szybkim śniadaniu musieliśmy wyruszyć w drogę na przystanek jeepney’ów odjeżdżających o 9:00 do Banaue. Ścieżka lekko pod górę z pięknymi widokami na pola ryżowe i okoliczne szczyty. Standardowo zajmuje max. 30 min. Nam z plecakami i Nadią też wystarczyło pół godziny.
Na miejscu okazało się, że kierowcy jeepney’a nigdzie się nie śpieszyło i zanim odjechał to poczekał dodatkowe 20 min. Załadowani na full rozpoczęliśmy powolną drogę do Banaue. Nadia nazwała ten autobus „skaczącym autobusem”, bo co chwilę pasażerowie podskakiwali na swoich siedzeniach.
W Banaue okazało się, że za moment odjeżdża bezpośredni bus do Sagady, więc się zabraliśmy. Droga do Bontoc i dalej do Sagady jest bardzo malownicza. Pnie się mocno pod górę serpentynami z niesamowitymi widokami. Jest dosyć równa, bus nie podskakiwał, a widoki za oknem zachwycały.

batad szlak
Na szlaku z wioski Batad do drogi.
Jeepney z Batad do Banaue – ochrzczony przez Nadię na „Skaczący autobus”.

2017-02-21, 19:41, Sagada

Na pierwszy rzut oka to miasto nie zachwyca. Jest jedna długa ulica, wzdłuż której są wybudowane knajpki, sklepiki i guesthousy. Każdy znajdzie coś dla siebie. Jest boisko do kosza, siatkówki i kościół i właściwie to tyle. Nic więcej poza położonym w centrum dworcem dla autobusów i jeepney’i tu nie ma. Sagada jest położona w dolinie, lecz spektakularnych widoków tu raczej nie ma.
Jednak chyba nie przyjeżdża się tu po to, aby siedzieć w mieście, bo to, co najciekawsze i po co tu ściągają ludzie jest dookoła Sagady – jutro mamy zamiar zobaczyć jaskinie i sławne wiszące trumny. Niestety wszystkie trasy trzeba pokonać z przewodnikiem – no cóż takie lokalne wymogi. Zobaczymy czy faktycznie warto.

sagada boisko do kosza
Sagada. Boisko do kosza.
sagada ulica
Sagada. Główna ulica w mieście.

Generalnie raczej unikamy miejsc noclegowych lub knajpek z jedzeniem polecanych przez przewodnik Lonely Planet, lecz dzisiaj przez przypadek jedno z takich miejsc odwiedziliśmy. Zapytaliśmy panią w naszym guestohousie gdzie tu można dobrze zjeść i poleciła nam knajpkę Yoghurt House. Od wejścia nam się spodobała – ledwo znaleźliśmy stolik i pomimo, że głodni jak wilki musieliśmy czekać ponad pół godziny na jedzenie to ostra wołowina w curry, warzywa w curry oraz makaron bolognese dla Nadii po prostu wymiata! Najedliśmy się do syta, lecz koniecznie musieliśmy jeszcze spróbować tutejszych deserów: mufinka z domowym jogurtem i miodem oraz mini tarta z cytryną – mniam mniam – palce lizać. Najedliśmy się jak bąki. Czasami jednak znany przewodnik coś dobrego potrafi polecić :).

Sagada. Yoghurt House jedzenie wolowina w curry
Sagada. Yoghurt House – ostra wołowina w curry – przepyszne.
Sagada. Yoghurt House jedzenie
Sagada. Yoghurt House – warzywa w curry – bardzo smaczne – polecamy.

2017-02-22, 10:41, Sagada – trawers jaskini Lumiang Burial Cave oraz Sumaguing Cave

Sagada oferuje dwie główne atrakcje: swoje podziemia oraz wiszące trumny – o licznych szlakach trekkingowych nie będę wspominał. Dzisiaj rano postanowiłem zobaczyć tutejszą jaskinię, a dokładnie trawers pomiędzy jaskinią Lumiang Burial Cave oraz Sumaguing Cave.
Jest to dwu-trzy godzinna trasa, którą trzeba odbyć z przewodnikiem, który będzie nas prowadził przez czeluście podziemi Sagady. Jaskinia jest dosyć prosta z kilkoma prożkami zabezpieczonymi liną oraz z kilkoma ciaśniejszymi przejściami, lecz sądzę, że niektóre z tych elementów da się „obejść bokiem” zależnie od sprawności uczestników.
Jaskinia nie powala. Jest tu kilka miejsc z naciekami, lecz jeżeli ktoś widział piękno podziemnego świata Moraw, Słowenii czy Węgier to mocno się rozczaruje. Na pewno jest to fajna atrakcja dla turystów, którzy z jaskiniami jeszcze nie mieli do czynienia.
Dodatkowo na pewno ktoś, kto chodzi po jaskiniach będzie się czuł tu trochę nieswojo: brak kasku, własnego światła (miałem ze sobą swoją małą czołówkę), gdyż przewodnik niesie dużą naftową lampę i część jaskini pokonuje się boso.

sagada lumiang burial cave Sumaguing Cave filipiny luzon
Sagada – trawers Lumiang Burial Cave i Sumaguing Cave

2017-02-22, 16:35, Sagada – późne śniadanie

Po powrocie do jeszcze śpiących dziewczyn, wspólnie poszliśmy na śniadanie. Jeszcze dobrze nie rozsiedliśmy się w knajpce a kilkuletni chłopiec dosiadł się do nas i patrzył, co Nadia będzie robić. Wyciągamy kredki, notes, dajemy Nadii i chłopcu i zaczyna się zabawa. Nadia rysuje obrazek, a chłopiec koniecznie chce go odrysować i próbuje na swojej kartce. Kolejny rysunek i znów próba skopiowania. Teraz każdy rysuje, co potrafi. Nie ma to jak „międzynarodowa szkółka niedzielna na końcu świata”, prawda?

sagada nadia rysowanie
Niedzielna szkółka w knajpce. Można?

2017-02-22, 16:35, Sagada – Echo Valley Hanging Coffins oraz wodospady Bokong

Przyjechaliśmy do Sagady, gdyż chcieliśmy zobaczyć sławne wiszące trumny. Okazuje się, że ich największa ilość znajduje się w niewielkiej kilkuminutowej odległości od centrum Sagady. Idzie się wygodną ścieżką. Niestety/stety trzeba mieć wynajętego przewodnika, który zaprowadzi nas na miejsce – taki lokalny wymóg (nie udało mi się ustalić dlaczego). Trumny jak trumny – są i wiszą na skale, a ostatni taki pochówek miał miejsce 22 grudnia 1910 roku.
Ciężko nawet napisać – fajnie czy nie fajnie – po prostu zobaczyliśmy coś, czego nie można spotkać w innej części świata (podobno jeszcze w Chinach była/jest taka tradycja).

Sagada. Hanging Coffins - wiszące trumny.
Sagada. Hanging Coffins – wiszące trumny.

Dla Nadii największą atrakcją było, że nasz przewodnik Pio zawiózł nas na miejsce motorem, a Nadia siedziała raz za jego plecami a raz za kierownicą. Była troszkę wystraszona, lecz uśmiech miała od ucha do ucha.

sagada nadia motor
A tak się jeździ na Filipinach!

Koniec dnia to szybkie moczenie nóg w wodospadzie Bokong. Trudno to nazwać wodospadem, bo ma zaledwie 3-4 metry wysokości i wody tyle o ile, ale na pewno przyjemnie pomoczyć nogi w orzeźwiającym strumieniu. Lokalni mieszkańcy przychodzą się tu myć :)

Na koniec dnia wodospad Bokong.

2017-02-22, 20:14, Sagada – zakupy

Tuż przed pójściem spać Nadia wymyśliła sobie zakupy, – czyli mamy początek wycieczki, a już zdążyliśmy kupić pamiątkę :) Miejsce to obfituje w liczne sklepy z wyrobami z drewna oraz charakterystyczne torby z materiału we wzory z Sagady.
Będąc rok temu na Filipinach spotkaliśmy dwa razy pojedyncze pary naszych rodaków. Tym razem, co jakiś czas słyszy się język polski. Zarówno w lekko oddalonym Batad, w Banaue a teraz w Sagadzie. Ciekawie jak będzie dalej :). Czyżby Filipiny stały się popularnym kierunkiem pośród Polaków?

Nadia w podróży na Filipiny – idziemy na zakupy?

2017-02-23, 08:08, Sagada – tłusty czwartek

Dzisiaj jest Tłusty Czwartek, więc nawet na Filipinach musieliśmy uczcić ten jeden z bardziej ulubionych przez nas dni. Przed odjazdem naszego jeepney’a do Bontoc poszliśmy szybko kupić pączki i słodką bułkę. Co prawda to nie domowe faworki lub rogaliki z dżemem, ale choć w taki sposób uczciliśmy ten dzień.

sagada pączek tłusty czwartek
Tłusty Czwartek również obchodzimy na Filipinach :), a Nadia to już podwójnie.

2017-02-23, 12:14, Buscalan malutka wioseczka

Bardzo chciałem zobaczyć tradycyjny sposób robienia tatuaży przez ponad stuletnią kobietę Fang-od, więc tym razem przenosimy się jeszcze dalej na północ Luzonu do prowincji Kalinga. Dojście do Buscalan nie jest bardzo wymagające. Najpierw trochę trawersuje się wzniesienie, aby łagodnie zejść do wodospadu, a później ostatnie 15 min czeka nas ostre podejście pod górę. Całość ok. godziny.

buscalan
Wioska Buscalan – nasz cel dzisiejszej podróży.

Nadia dzielnie znosiła wędrówkę pomimo wielkiego upału. Stawiała wielkie kroki podchodząc po betonowych stopniach.
Wioska jest bardzo malowniczo położona. Pośród pól ryżowych na wzgórzach. Ma zaledwie ok. 130 domów, większość drewnianych. Miejsce to słynie ze względu na starszą kobietę – ponad stuletnią Fang-od, która robi tatuaże w stylu Kalinga.
Wszędzie dookoła domów kręcą się prosiaki i wielkie lochy, trochę kur i kogutów. Generalnie trzeba patrzeć dokładnie pod nogi, aby nie wdepnąć w jakieś odchody. Ludzie myją się na zewnątrz w miskach, wszyscy wszystkich znają.
Zostaliśmy zaskoczeni możliwościami noclegu. Nie ma tu zwyczajnych guesthousów (nie licząc zbiorowej Sali u Charliego), czy hosteli. Są tylko domy mieszkańców. Śpimy u naszego przewodnika na piętrze na drewnianej podłodze. Duże pomieszczenie, które normalnie służy rodzinie za sypialnie, salon, kuchnię, a dzisiaj my go zajmujemy a rodzina Francisa będzie spała na dole. Jego żona przygotowała nam własnoręcznie zebrany ryż i podsmażaną kapustę – bardzo wegetariańskie danie, ale smaczne.

buscalan obiad
Ganek chaty naszego przewodnika – lunch – ryż z warzywami.

Z naszym przewodnikiem Francis zrobiliśmy „przechadzkę po wiosce”. Był mega dumny z tego, że prowadzi taką małą dziewczynkę o blond włosach, a wszyscy znajomi mocno mu zazdrościli. Co chwilę zatrzymywaliśmy się na krótkie rozmowy, trochę zdjęć, wymianę uprzejmości – oczywiście na migi :). Wszyscy bardzo serdeczni,  podchodzili do nas i mocno dziwili się, że jesteśmy tu z taką małą dziewczynką i dlaczego mamy tylko jedno dziecko. Przecież to dziwne :)

buscalan dziewczynka
Buscalan. Nawet małe dziewczynki muszą od małego pomagać w domu.

Wieczorem u nas na pięterku zrobiła się mała imprezka: rum, solone i słodzone ogórki, sardynki oraz trochę znajomych rodziny Francisa z okolicznych domów. Było wspólne układnie puzzli przez dzieci z Nadią i pisanie literek. Strasznie miło się zrobiło.

Buscalan. Wieczorna mini imprezka w chacie.

2017-02-23, 20:28, Buscalan – tatuaże

Sterylność, czystość, bezpieczeństwo zdrowotne to słowa, które raczej w tej wiosce przy robieniu tatuaży nie obowiązują. Byliśmy zobaczyć jak wygląda zrobienie tradycyjnego tatuażu przez ponad 100 letnią kobietę Fang-od – mistrzynię w swoim fachu. Igła umaczana w czarnej mazi zatknięta w kawałku bambusa, drugi kawałek służący do rytmicznego uderzania. Takim sposobem tworzy się charakterystyczne tatuaże. Niestety nie widziałem, aby igła była zmieniana przy nowej osobie, stare, zużyte chusteczki losowo służą do przecierania poranionego ciała. Kontakt z obcą krwią dostaje się w gratisie. Nie wiem czy nikt tu nie słyszał o chorobach przenoszonych przez krew, lecz podobno nie oto tu chodzi, bo to wielkie doznanie, to stan ducha poddać się zrobieniu tradycyjnego tatuażu. Chyba nie jestem zbyt „duchowy” i zbyt racjonalnie podchodzę do życia.
Mógłbym się zastanowić nad zrobieniem sobie oryginalnej pamiątki na całe życie, lecz brak zachowania jakiejkolwiek higieny i czystości od razu sprowadziło mnie na ziemię. Jak to niektórzy napotkani ochotnicy powiedzieli: „Trzeba poddać się chwili i zaryzykować” – dziękuję, lecz wolę „ryzykować” w inny sposób.
Nadia skomentowała to jednym zdaniem – Ludzie robią tatuaże, po to, aby bolało.

buscalan tatuaż
Ponad stuletnia kobieta – mistrzyni w swoim fachu – w trakcie pracy.
buscalan tatuaż
Nie ma opcji, że to nie boli, ale nikomu nie poleciała nawet jedna łza.

2017-02-24, 07:12, Buscalan – poranna wioska

Pobudka jeszcze przed kurami, bo okazuje się, że świnie wstają jeszcze wcześniej i domagają się jedzenia. Chrumkanie, kwiczenie, mlaskanie i walka o jedzenie potrafi być tak głośne, że obudzi każdego.
Przeszedłem się z aparatem zobaczyć jak wioska budzi się ze snu. Chciałem troszkę „podglądnąć” poranne czynności. Dzieci zbierały się do szkoły, kobiety nakarmiwszy wcześniej zwierzęta, ogarniały dom i kuchnię, a panowie najczęściej rąbali drewno pod domowe ognisko. Za chwilę wszyscy wyruszą na pole ryżowe – tam zawsze jest co robić.
Małe dzieci, które jeszcze nie poszły do przedszkola były bardzo zainteresowane moją osobą, kto ja jestem i co ja tu robię z aparatem :).

buscalan kobiety
Buscalan. Poranne wspólne mycie naczyń.
filipiny buscalan chłopiec
Buscalan. Tata i syn.
buscalan mama dziecko
Buscalan – mama i 10 miesięczny chłopiec.

2017-02-24, 08:12, Buscalan – Bontoc

Po szybkiej porcji ryżu z małymi rybkami musieliśmy założyć plecaki na grzbiety i wyruszyć w drogę powrotną do głównej drogi. Tym razem wielkie betonowe schody były pokonywane w dół, więc dużo łatwiej. Słońce nie było jeszcze bardzo ostre, a dodatkowo część drogi prowadzi zacienionym szlakiem.
Doszliśmy do wczorajszego miejsca skąd startowaliśmy do Buscalan. Tutaj czekał na nas i okolicznych mieszkańców jeepney jadący do Bontoc.

buscalan śniadanie
Buscalan – proste śniadanie u naszego przewodnika w chacie.
buscalan szlak
Szlak prowadzący z Buscalan do głównej drogi – Nadia oczywiście całość przeszła na własnych nóżkach.

Ostra jazda, gdyż kierowca wyciskał ostatnie soki z silnika i pomimo zgrzytania, trzeszczenia i trzęsienia całego samochodu dojechaliśmy w czasie szybszym niż wczorajszy autobus.
Postanowiliśmy pozostać w mieście na noc i troszkę odpocząć.

Jeepney z Buscalan do Bontoc – to przede wszystkim przepiękne widoki zza okna lub z poziomu dachu pojazdu.

2017-02-24, 12:34, Bontoc

Bontoc jest bardzo malowniczo położonym niewielkim miasteczkiem, gdzie nie ma właściwie nic. Dwie główne ulice, hub komunikacyjny i możliwość podziwiania okolicznych pól ryżowych. Znajduje się tu małe lokalne muzeum, w którym zaprezentowane są plemiona, które zamieszkiwały rejony w okolicach Bontoc, Sagada i Kalinga. Rys historyczny, stare zdjęcia „łowców głów”, ich broń, makiety domów itd. W sam raz na odpoczynek.
Nadii najbardziej przypadły go gustu oryginalne domy, które można było oglądać w części otwartej na powietrzu muzeum. Można wejść do środka, zobaczyć jak wyglądała taka chata, które jej części służyły do jakich czynności itd.

Muzeum w Bontoc.
Muzeum w Bontoc.
bontoc muzeum nadia
Nadia w podróży na Filipiny. Muzeum w Bontoc.

Przez przypadek trafiliśmy do Archog, – czyli hotelu i restauracji – jak dumnie brzmi pełna nazwa. Wpadliśmy tu na wczesny lunch i ledwo mogliśmy odejść od stolika. Jedzeni przepyszne i porcje ogromne, spokojnie najedzą się dwie osoby z jednej porcji. Kurczak sweet and sour, warzywa w curry i spaghetti były wyborne. Nadia zjadała wszystko po kolei aż w końcu brzuszek był pełen, a na talerzach jeszcze zostało. Czekamy aż w brzuszkach zwolni się troszkę miejsca, bo znów chcemy tu coś zjeść.

2017-02-25, 08:34, Bontoc – jedzonko

Nie wiem, dlaczego, ale zawsze w azjatyckich miejscach ciągnie mnie tam, gdzie jedzenie. I nawet nie chodzi o to, żeby się najeść, lecz zobaczyć jak to jedzenie jest sprzedawane, przetwarzane i dopiero później konsumowane.
Poranek sprzyja zakupom, więc warto wybrać się tam gdzie miejscowi robią zakupy na śniadanie, obiad i kolację.
Zawsze przyciągają mnie jak magnes stoiska z mięsem i rybami. Tu kawałek kurczaka, tu kaczka, kawałek dalej poćwiartowana świnia lub wnętrzności krowy. Niby prawie to samo, co jest dostępne u nas w sklepach, lecz bez etykiet, hermetycznych opakowań, kilkunastu znaków jakości i certyfikatów wygląda zupełnie inaczej.
Nad większością stoisk malutki silniczek na baterię wprawia w ruch kołowy kawałek szmatki lub plastikowego worka, celem odganiania insektów. Niby podobne rzeczy nie jeden raz widziałem w innych krajach azjatyckich, lecz tutaj na Filipinach można dostrzec więcej „wnętrzności”. Wątroba, żołądki, serca, flaki itd. Co kto lubi.
Jak przechodzę między stoiskami to niezbyt to przyjemnie wygląda i dokładnie w tej samej chwili myślę sobie, że przecież jeszcze niedawno zachwycałem się smakiem pysznego kurczaczka lub kawałkiem wieprzowiny. Smacznego. Idę coś zjeść.

bontoc jedzenie
Co to jest BHP? Ulice Bontoc są pełne jedzenia.
A może coś takiego na kolację?
bontoc kurczak
Wybraliśmy już kurczaka, miły Pan go zabił, oskubał i opalił, abyśmy za chwilę mogli go zabrać do domu.

2017-02-25, 13:34, Bontoc – Baguio – Manila – Coron

To była bardzo długa przeprawa. Chcieliśmy zmitygować ryzyko związane z popsuciem się jedynego autobusu jadącego do Manili i postanowiliśmy pojechać inna drogą. Wystartowaliśmy autobusem do Baguio. Muszę przyznać, że to był strzał w dziesiątkę, bo widoki po drodze zwalały z nóg. Przepiękne krajobrazy podczas wjeżdżania na wysokie wzniesienia. Co jakiś czas mijaliśmy grupy motocyklistów – doskonale ich rozumiem i wydaje mi się, że każdy fan dwóch kółek chciałby się przejechać tą trasą: kręta, mocno pod górę z malowniczymi widokami.

Widoki podczas drogi Bontoc- Baguio. Prawda, że wspaniałe?

W Baguio kupiliśmy bilet na nocny autobus do Manili (Pasay) i musieliśmy trochę na niego poczekać. Później ponad 6 godzinna droga i dojechaliśmy do stolicy Filipin. Mocno zmęczeni przejechaliśmy na lotnisko i czekaliśmy na nasz lot.

manila lotnisko
Manila. Lotnisko. Terminal 4 – oczekiwanie na lot.

Niby wszystko tak jak miało być, lecz moje bufory, marginesy i zapasy czasu się skumulowały i trochę ta nasza trasa trwała, więc dosyć mocno zmęczeni ostatecznie wylądowaliśmy dosyć małym samolocikiem, na małym lotnisku na słonecznym Coron (wyspa Busuanga).

coron samolot
Wreszcie dotarliśmy na wsypę Busuanga.

2017-02-26, 20:03, Coron

Coron to małe miasteczko położone na wyspie Busuanga. Znaleźliśmy nocleg przy samej wodzie, gdzie z tarasu rozpościera się zamieszczony poniżej widok. Pokój może nie należy do największych i nie jest najpiękniejszy, lecz jak zwykle spędzamy w nim tylko noc, a resztę czasu jesteśmy na zewnątrz. Obsługa bardzo miła i swoim zachowaniem nas urzekła i dlatego zostaliśmy.
Troszkę zaskoczyły nas ceny w knajpkach. Rozumiem, że to wyspa, lecz 150 PHP za fresh juice z mango to zdecydowanie przesada. No, ale jak sobie odmówić w taką pogodę? Idealnie niebieskie niebo z pięknymi, krystalicznie białymi chmurkami i piękne słoneczko, – czyli tropiki, których wreszcie się doczekaliśmy.
Niestety dzisiaj nie doczekałem się spektakularnego zachodu słońca – widocznie na nagrodę trzeba poczekać.

Pierwszy zachód słońca w Coron nie powalił na łopatki.

Po zachodzie słońca warto przespacerować się wzdłuż głównej ulicy, aby rozeznać się, co tu można robić. Na jutro zaplanowaliśmy sobie wszystkim odwiedzającym Coron dobrze znaną atrakcję – Island Hopping Tour A. Wsiadamy jutro na łódkę i płyniemy w kilka miejsc, aby podziwiać, pływać, plażować i snorkelować – zatem aby podziwiać to, co Coron ma najlepszego do zaoferowania.
Warto przystanąć przy jednym ze stoisk z jedzeniem, gdzie oferują spring rolls’y, grillowane mięsiwa lub smażone na głębokim oleju różne przysmaki. Próbujemy wszystkiego po kolei – spring roll’sy w wersji z papryczką chili wygrywają. Prawie mnie namówili na balut (gotowane jajko z rozwiniętą kaczuszka w środku) – jednak dzisiaj odpuściłem – może jutro się skuszę :).

coron jedzenie
Busuanga. Coron – uliczne jedzenie.

Wzdłuż ulicy jest przynajmniej kilka różnych centrów nurkowych oferujących wyjazdy nurkowe na wraki – już pojutrze wybiorę się z jednym z nich na podziwianie podwodnych wraków. Jestem bardzo ciekaw!

2017-02-27, 18:02, Coron – Island Hopping Tour A

Postanowiliśmy dzisiaj wybrać się na jedną ze standardowych wycieczek organizowanych przez tutejsze biura podróży – island hopping, czyli odwiedzanie kilku miejsc, do których trzeba dopłynąć łódką. Nasza grupa to 10 osób, więc można powiedzieć, że było kameralnie.
Dookoła jest mnóstwo ciekawych malutkich zatoczek, malutkich wysepek i pięknych plaż, zatem jest gdzie pływać.
Na morzu była niewielka fala, lecz ona spowodowała, że wszyscy podczas drogi na pierwsze miejsce byliśmy mokrzy. Było dużo zabawy.
Niestety nastąpiło coś, czego się mocno nie spodziewałem. Nasz wodoszczelny aparat roszczelnił się i przestał działać. Zatem NIE BĘDZIE zdjęć ze snorkelingu, ani z nurkowania :( Chlip, chlip, chlip. Już ja wiem, co napiszę do firmy w ramach naprawy gwarancyjnej!!!
Jeżeli chodzi o miejsca, które odwiedziliśmy to były dwie fajne plaże, dwa-trzy ciekawe miejsca snorkelingowe i na koniec popłynęliśmy na wyspę, na której trzeba było dojść do jeziorka z mieszaniną wody słodkiej ze słoną. W samym jeziorze nie było żadnych raf ani kolorowych rybek, lecz piękne faktury wapiennych skał. Jeżeli chodzi o snorkeling to miejsca były bardzo ładne z dużą ilością tropikalnych ryb, lecz praktycznie nie było miękkich korali. Ale na pewno warto tu posnorkelować, bo dużo tego jest, zwłaszcza na ścianach, więc i nurkowie będą mieli, co podziwiać.

Cała wycieczka to ponad 8 godzin pływania i podziwiania miejsc, a uwierzcie, że jest, co podziwiać. Mocno zastanawiamy się czy wybrać się na jeszcze jedną. Nadii najbardziej podobały się plaże, zwłaszcza, że poznana Chinka z naszej grupy bardzo upodobała sobie Nadię i zajmowała się nią niczym opiekunka do dziecka.
Pomimo posmarowania się kremem z faktorem 50 to trochę nas słoneczko złapało – będzie trzeba mocniej uważać, żeby wieczorem nie płakać.

filipiny coron tour a atwayan beach island hopping tour a
Nadia w podróży z mamą :)
filipiny coron tour a green lagoon island hopping tour a
Czyż nie przyjemnie jest wskoczyć do takiej wody i popływać pośród skał?

2017-02-27, 18:14, Coron – zachód słońca

Dzisiejszy zachód słońca był zdecydowanie lepszy. Piękne kolory pojawiły się na niebie. Do całości brakowało jakiś większych, kłębiastych chmur, które pięknie zostałyby podświetlone, lecz uważam, że i tak było nieźle. Przez chwilę całe niebo nabrało pomarańczowej barwy. Bardzo kolorowo i przyjemnie, a całość obserwowana z naszego tarasu. Cool.

Coron. Kolejny zachód słońca.

2017-02-28, 18:02, Coron – nurkowanie na wrakach

Pierwsze nurki za mną. Wybrałem się na trzy nurkowania: okręt Irako, Kogyo oraz Olympia. Pierwszy z nich położony prosto kadłubem na dnie na max. głębokości 44 metrów. Dosyć długi, zrobiliśmy jakąś połowę. W środku ciasno i średnia przejrzystość wody (max. 5-7 metrów). Dużo naturalnego zanieczyszczenia unosi się w wodzie. Ogólnie fajny, lecz bez szału – głównie przez słabą widoczność.
Po olbrzymim lunchu przyszedł czas na Kogyo. Położony bokiem na burcie na max. 32 metrach. Wewnątrz wiele fajnych korytarzy, w których można pływać, dużo życia morskiego: ławice różnych ryb i trochę koralowców, a na zewnątrz na pokładzie piękna rafa z jeszcze większą ilością rybek. Bardzo przyjemne penetrowanie wnętrz. Widoczność na kilkanaście metrów. Polecam.
Ostatni wrak to najbardziej popularna Olympia. Również położona bokiem, lecz trochę płycej, bo max to jakieś 25 metrów. Ogromna ilość dziur i przestrzeni, w które można wpływać. Ładownie wypełnione workami z cementem, urządzenia, rury itd. a wszystko to porośnięte jeszcze fajniejszą rafą. Na pokładzie jeszcze więcej życia podwodnego. Doskonała widoczność, a w środku wiele prześwitów. Jak na razie najlepszy wrak. Gorąco polecam, jakby ktoś miał wybrać tylko jeden.
Generalnie nurkowanie na wrakach to bardzo fajna aktywność. Temperatura wody nie spadła poniżej 27 stopni, widoczność od średniej do doskonałej, kolorki piękne i ciekawe przestrzenie do penetrowania. Miałem to szczęście, że w mojej grupie były tylko trzy osoby: para Chińczyków pływająca w SM oraz ja. Po pierwszym nurku dogadaliśmy się, że oni pływają sami, a ja z guidem, więc miałem prywatnego divemastera :).
PS. tak jak pisałem wczoraj – niestety z nurkowania nie będzie żadnych zdjęć ani filmików, bo mój aparat padł :( Już ja się policzę z producentem.

2017-02-28, 18:02, Coron – ja nurki, a Nadia i Aga co robiły?

Pewnie się zastanawiacie, co podczas mojego nurkowania robiła Nadia i Aga? Wstały późno. Później śniadanko, spacerek, deserek i obiad, na który kupiły pysznego kurczaka z rożna. Nie wiem czy Nadii faktycznie smakuje ten kurczak – wcina aż jej się uszy trzęsą, czy to tylko jej sprytna zagrywka, bo wie, że z kurczaka zostają skóry i kości, którymi może nakarmić kotka właścicieli naszego guesthousa. Niezależnie od motywacji, dobrze, że wrócił jej smak na mięso, a trzeba przyznać, że kurczaki są tu wyśmienite. Kolejny spacer i kupno mango na kolejny deser.
Po południu zabawa z naszymi sąsiadami z Kazachstanu. Oni – lat około 35 – nie rozumieją po polsku, a Nadia nie rozumie po rosyjsku, lecz bariera językowa i różnica wieku zupełnie nie przeszkadzały im doskonale opowiadać sobie bajek, historyjek, rysować i bawić się. I tak nieśpiesznie upłynęło popołudnie.
Świeży sok z papaja, mango, czy bananów – który wybieracie? Fakt – ciężko się zdecydować.

Świerzy sok z papaja, mango, czy bananów wybieracie? Fakt – ciężko się zdecydować.

2017-02-28, 21:02, Coron – ktoś ukradł księżyc?

Siedzimy sobie na naszym tarasie i patrzymy w niebo. Na horyzoncie widzimy delikatne czerwone półkole księżyca, lecz wydaje się zdecydowanie zbyt mały. Po chwili całkowicie zniknął. Czekamy kolejne minuty, lecz jak go nie było tak go nie ma. Nadia mówi, że ktoś go ukradł i musimy iść go poszukać lub nadmuchać nowy (to pomysł z jakiejś bajki). Coś o tym wiecie, aby było zaćmienie księżyca? Dziwne.
Zachód księżyca, zaćmienie księżyca czy po prostu chmury?

Zachód księżyca, zaćmienie księżyca czy po prostu chmury?

2017-02-28, 22:02, Coron – egzotyczne zwierzątko

Jeżeli sobie pomyślimy, jakie egzotyczne zwierzątko przychodzi nam w pierwszej kolejności do głowy to poza oczywistą małpą będzie to gekon. Będąc w Azji prędzej czy później (zdecydowanie prędzej) pojawi się w naszym pokoju, kuchni, pod prysznicem czy w toalecie. Nawet, jeżeli za pierwszym razem go nie zobaczymy to na pewno usłyszymy charakterystyczne „iii-aaaa”. Kto widział gekona i kojarzy jego odgłosy?

Geckon

2017-03-01, 19:35, Coron – Tour B

Skoro sama wyspa Busuanga nie ma do zaoferowania nawet jednej plaży, wybraliśmy się na kolejną wycieczkę, aby móc podziwiać plaże, piękne zatoczki i widoki, czyli wszystko to, z czego słynie Coron.
Dzisiejszy poranek przywitał nas kilku minutowym deszczem i już myśleliśmy, że nici z naszych planów, jednak po 10 minutach mocno zaciągnięte chmurami niebo, przejaśniło się.
Tym razem wybraliśmy Tour B – czyli standardową wycieczkę z biura podróży – tak tak, czasami wybieramy takie opcje, gdy są rozsądne. Popłynęliśmy do pięknej Twin Lagoon, gdzie trzeba wpław wpłynąć przez niski tunel do drugiej pięknej, zielonej laguny. Później zatrzymaliśmy się na wspaniałej rafie koralowej. Jest, na czym zawiesić oko – dużo różnych formacji koralowców i całe sporo tropikalnych ryb, lecz to taki filipiński standard, do którego zdążyliśmy przywyknąć.
Lunch serwowany był na pięknej małej plaży – niestety nie była ona tylko dla nas, lecz 4 inne wycieczki również tam obiadowały. Szkoda :(
Popłynęliśmy jeszcze na snorkeling nad wrak łodzi Skeleton, której dziób leży dosłownie na 3-4 metrach i można go obserwować nawet z łodzi. Dookoła jest tu piękna rafa, a do tego całe stado tropikalnych rybek. Chyba są przyzwyczajone do tego, że przypływają łodzie i ludzie karmią je niezjedzonym podczas obiadu ryżem.
Ostatnie miejsce to mocno rozreklamowane jezioro Barakuda, które słynie z tego, że występuje w nim termoklina (nagła zmiana temperatury w wodzie na pewnej głębokości – czasami różnica ma kilka stopni). Jest ona jednak odwrotna do tej w Polsce. Poniżej ok. 5 metrów woda ma nie 27-30 stopni, lecz ponad 37 :) Jest to bardzo popularne miejsce na nurki.
Wiele osób twierdzi, że Tour B jest lepszy od Tour A. Ciężko byłoby mi tak zdecydować. Według nas warto wybrać się na oba :).
Nadia była bardzo zadowolona z całej wycieczki. Podobało jej się, że mogła z nami popływać w ładnej niebieskiej wodzie trzymając się za koszulkę taty. Bardzo jej się podobało, jak jeden z przewodników wziął ją na plecy i pływał po lagunie. Bardzo się cieszyła.
Zdecydowanie widać różnicę w jej zachowaniu podczas tego wyjazdu a rok wcześniej. Wtedy bała się czasami jak ktoś chciał jej pomóc wejść na pokład, a dzisiaj jest bardzo zadowolona. Ostatnio zadała pytanie: „Mamo, tato, czy jak się mocno opalę i będę miała brązowy kolor skóry to czy będę mówiła w innym języku?”.

coron tour b
Coron. Torus B – okolice Twin Lagoon.
coron tour b nadia plaża
Ulubione miejsce Nadii – plaża pełna pięknego piasku.
coron tour b nadia pływanie
Nadia na plecach naszego przewodnika pływa po lagunie.
coron tour b ryby
Tropikalne rybki w jednej z lagun.
coron tour b baracuda lake
Nadia w podroży na Filipiny – pływanie z tatusiem w Barracuda Lake.

2017-03-01, 20:35, Coron – kolejny zachód słońca

Lubię ciszę po zachodzie słońca. Kilka chmurek, ostatnie promienie słońca, które nadały ładny kolor i morski widok. Pomimo, że uwielbiam góry to nadmorskie zachody słońca mają coś w sobie. Do tego szklaneczka z odpowiednią ilością lokalnej brandy – trzeba wszystkiego próbować podczas podróży, nawet alkoholu. Choć Ci, którzy mnie znają wiedzą, że za nim nie przepadam.
Nadia od kilku godzin bawi się z córeczką, o imieniu Princess, właścicielki homestay’u, w którym śpimy. Dziewczynka mówi po filipińsku, Nadia po polsku, lecz dogadują się bez problemu. Obie są bardzo nieśmiałe, lecz pierwsze oznaki zawstydzenia zniknęły dawno temu. Zatem jakby ktoś pytał jak nam mija wieczór to napiszę, że bardzo powoli i relaksująco, a dzieci bawią się w korytarzu robiąc wyścigi na poduszkach. W sumie można by je zatrudnić do froterowania i pastowania tej podłogi.

coron taras sunset
Kolejny zachód słońca z naszego tarasu.
Coron. Busuanga. Nadia i Princess bawią się do upadłego.

2017-03-02, 17:35, Coron – nurkowanie na wrakach cd.

Ostatni dzień nurkowy na wyspie Busuanga. Dzisiaj popłynęliśmy na dwa wraki: Akitsushima oraz Taiei Maru.
Pierwszy z nich był położony na ok. 36 metrach i pomimo, że to dosyć głęboko to widoczność była bardzo dobra, mało naturalnego osadu unoszącego się w wodzie. Sam wrak bardzo przyjemny. Penetracja to istna przyjemność – ciekawe korytarze, wielowarstwowe pokłady, duża ilość dziur i miejsc, po których się pływa. Na zewnątrz ładna rafa. Wrak na pewno warty polecenia!.
Drugi wrak, czyli Taiei Maru to największa jednostka w tutejszych wodach. Ponad 100 metrowej długości tankowiec. Wspaniały wrak z dużą ilością zakamarków, korytarzy i zbiorników. Można podziwiać maszynownie, mostek itd. Jest on bardzo dobrze zachowany i ma mało dziur, więc większość czasu penetracji wraku pokonuje się w ciemnościach, bez dostępu światła dziennego, co dodatkowo tworzy niesamowity klimat.
Na zewnątrz, na pokładzie jest on pięknie porośnięty rafą koralową, pośród której buszują różne gatunki morskich stworzeń. Wrak godny polecenia.
Ostatnie nurkowanie to była wspaniała rafa Coral Garden. Jednak po takich wrakach to nurkowanie wydawało mi się takie zwyczajne, takie standardowe, takie proste Rafa była rewelacyjna, mnóstwo życia, różnych rybek, nawet żółw się trafił, lecz jakoś mi to spowszedniało.
Niestety to koniec moich wrakowych nurkowań na Coron – jedno jest pewne – mam ochotę na więcej :).
PS. Informacja ważna dla potencjalnych amatorów nurkowania na wrakach – z poziomem OWD większość baz nurkowych nie pozwoli Wam wpłynąć do wraku, a jedynie będziecie mogli go oglądać z zewnątrz z zachowaniem limitów głębokości – 18 metrów Trzeba mieć certyfikat na poziomie min. AOWD i prezentować dobry poziom nurkowania, aby móc swobodnie wybierać wraki i móc w nich pływać Pisze o tym, bo widziałem parę osób z AOWD, które miały podstawowe problemy z pływalnością, pływaniem i całym ogarnięciem się pod wodą.

2017-03-02, 16:35, Coron – Tour C

Podczas gdy ja nurkowałem na wrakach Nadia i Aga wybrały się na wycieczkę: Tour C. Obejmowała ona wizyty na trzech wyspach: Bulog Dos Island, Banana Island oraz Malcapuya Island. Dziewczyny mówią, że było bardzo fajnie. Na Banana Island były rozwieszone hamaki pomiędzy palmami – przynajmniej Nadia tak twierdzi. Ostatnia plaża była bardzo ładna, lecz miała jeden minus. Łódź przypłynęła do miejsca bardzo zabałaganionego, mnóstwo śmieci na plaży. Trzeba było przejść przez malutki lasek i było się na wspaniałej, pięknej, białej pocztówkowej plaży. Generalnie, jak ktoś chce spędzić czas na plaży na nic nierobieniu to ten tour jest dla niego.

Coron. Tour C. Bulog dos Island. nadia
Coron. Tour C. Bulog dos Island.
Coron. Tour C. Banana Island
Coron. Tour C. Banana Island – Nadia w hamaku.
Coron. Tour C. Malcapuya Island
Coron. Tour C. Malcapuya Island

2017-03-02, 18:13, Coron – godne pożegnanie

Coś mi się wydaje, że wyspa Busuanga, chce nas godnie pożegnać, bo dzisiejszy zachód słońca był wspaniały. Kolorki, chmurki, nastrój i atmosfera – wszystko  było pięknie. Jak Wam się podoba?

busuanga coron sunset
Busuanga. Coron – ostatni zachód słońca

2017-03-02, 20:08, Coron – spotkanie

Agnieszka napisała mi na FB, że to m.in. przez naszego bloga i opis zeszłorocznej podróży na Filipiny, wybrała się właśnie tutaj ze swoją bratową. Jednak to jeszcze mało, bo dziewczyny zabrały ze sobą dzieci – pięciu chłopców w wieku od 1 roku do 13 lat. Brzmi nieźle? Pewnie, że tak. I dzięki FB udało nam się spotkać na końcu świata, na małej wysepce Busuanga, w Coron. Aby jeszcze było ciekawiej to mieszkamy od siebie w odległości 30 metrów.
Pomimo, że się nie znaliśmy wcześniej (poza FB) to czasami trzeba wyjechać tak daleko, aby kogoś spotkać w rzeczywistości:). Fajnie jest spędzić miły wieczór z dopiero, co poznanymi w rzeczywistości dziewczynami i wymienić się doświadczeniami lub po prostu porozmawiać.
Dawno temu podobnie było jak spotkaliśmy rodzinkę z Chwytaj Dzień w Kambodży :). Lubimy takie niespodziewane spotkania.
Spotkanie na końcu świata – Agnieszka i Agata dzięki.

Spotkanie na końcu świata – Agnieszka i Agata dzięki.

2017-03-03, 21:43, Coron – El Nido

Rano w Coron jeszcze napisaliśmy z Nadią, kartkę z podziękowaniem dla homestay’u. Później szybka łódka na El Nido. Szybko i gładko poszło z przepłynięciem. Po drodze piękne widoki na okoliczne wysepki i plaże.

Przygotowane podziękowanie przez Nadię.

Za radą znajomych pojechaliśmy od razu do Corong-Corong, aby znaleźć sobie jakiś przytulny nocleg z dala od zgiełku i hałasu głównych ulic El Nido. Spotkała nas tu duża niespodzianka. Z wielkimi plecakami chodziliśmy ponad godzinę wzdłuż głównej ulicy w poszukiwaniu noclegu i albo wszystko było zajęte lub cena była zdecydowanie zbyt wysoka. Jakaś masakra. Mieliśmy dwa wyjścia – albo wrócić do gwarnego El Nido lub zwiększyć nasze wymagania odnośnie ceny. Stanęło na tym drugim. Znaleźliśmy fajny nocleg z dużym pokojem, dwoma łóżkami, prysznicem z ciepłą wodą i klimatyzacją, której i tak nie używamy. Mamy bezpośredni dostęp do małej plaży, więc będzie gdzie odpocząć i podziwiać zachody słońca.
Wieczorem pojechaliśmy do El Nido załatwić nurki na następny dzień (co prawda w Corong-corong są dwie/trzy bazy nurkowe, lecz nie sprawiały one wrażenia solidnych, a do tego były dosyć drogie) oraz coś zjeść. Małe wąskie uliczki pełne głośnych knajp, mnóstwo ludzi, mieszanina zapachów, świateł i bilbordów reklamujących atrakcje El Nido. Ruch jak na ul. Świdnickiej we Wrocławiu w godzinach szczytu w weekend. Ceny również bardzo zbliżone do tych w Międzyzdrojach w lipcu i sierpniu. Oj bardzo nam się tu nie podoba. Dobrze, że śpimy zupełnie w innym miejscu.

El Nido. Pyszna ryba podana na słodko-kwaśno
el nido
El Nido – główna nadmorska uliczka – zgiełk, hałas i mnóstwo turystów.

2017-03-04, 14:22, El Nido – nurkowanie na rafie

Wracają wspomnienia z poprzedniego wyjazdu na Filipiny. Wracają, ponieważ dzisiejsza obsługa bazy nurkowej była dokładnie taka sama jak ta, którą pamiętam z Apo Island. Wszystko za człowieka zrobią: przygotują sprzęt, zaniosą na łódkę, sklarują, 2 razy sprawdzą, pomogą założyć na plecy i wskoczyć do wody. Dobrze, że samemu pozwalają nurkować :) (taki żarcik).
Nurkowałem dzisiaj w trzech miejscach: North Rock, South Miniloc, Nat-nat. Generalnie wszystkie te miejsca oferują mniej więcej to samo: dużo różnorodnej rafy koralowej, spora różnorodność ryb oraz dobra lub bardzo dobra widoczność. Wydaje mi się, że rafa jest delikatnie gorsza od tej na Coron, jednak nadal jest bardzo dobrej jakości. Rybek Nemo, trumpet fish, barakud, jack fish i wielu innych jest tu pod dostatkiem.
Parę razy spotkaliśmy kilka dużych ławic barakud i żółtych jack fish. Fajnie jest się bawić z nimi :). Dodatkowo widzieliśmy dwa razy płaszczkę z niebieskimi kropkami (blue spotted stingray). Na samym końcu mieliśmy szczęście zobaczyć wielką Manta Ray (Devilfish). Szkoda, że tak szybko odpłynęła. Podobno prawdopodobieństwo zobaczenia manty w tym miejscu to jakieś, 1% – zatem tym bardziej się cieszę. Zobaczyliśmy także wielkiego ok. 1,5-2 metra długości śmiertelnie jadowitego węża morskiego (Banded Sea Krait), jednak trzymaliśmy się od niego na dystans. Podobno jego jad jest 10 razy bardziej jadowity od jadu kobry i po ukąszeniu człowiek umiera w 8 sekund. Zatem jeżeli zobaczycie w wodzie węża w biało-czarne paski to lepiej nie wchodźcie mu w drogę.
Nie wiem, czy człowiek tak szybko przyzwyczaja się do temperatury, lecz jak temperatura wody spada do 26 stopni to podczas nurkowania robi mi się zimno :) Dziwne prawda? Nie wiem jak wytrzymam pierwsze nurkowanie w polskich wodach :)

2017-03-04, 14:22, Corong-Corong – plażowanie

Dziewczyny wykorzystały moją nieobecność na nicnierobienie na plaży. Zabawy w wodzie, opalanie się, czytanie w hamaku i  relaks, aby naładować akumulatory. Zgodnie postanowiły, że mają już dosyć wszelakich tourów, zatok, lagun i małych plaży, na które się przypływa z innymi turystami i wolą zostać na naszej małej, może nie takiej pocztówkowej, ale własnej plaży przy hostelu.

Corong-corong. Nadia w podrózy na Filipiny – plażowanie.

2017-03-04, 18:13, Corong-Corong – zachód słońca

Nic nie wskazywało na to, że dzisiejszy zachód słońca będzie godny uwagi. Jednak myliłem się, bo kilka minut po tym, jak słońce zniknęło za horyzontem niebo przybrało niesamowite kolory. Nie będę się więcej rozpisywał – zobaczcie sami.

Corong-corong. Zachód słońca.
Corong-corong. Zachód słońca.

2017-03-05, 15:22 El Nido – nurkowanie na rafach

Postanowiłem, że zostaniemy jeszcze jeden dzień w El Nido, aby móc zanurkować na okolicznych rafach. Kolejny raz wybrałem tę samą bazę, bo są świetni. Popłynęliśmy w trzy miejsca: Southwest Entatula, kolejny raz na South Miniloc oraz na Twin Rocks. Wymienione miejsca to wizytówki nurkowania w El Nido. Faktycznie – rafa jest bardzo ładna, a ryb jest tu niezliczona ilość. Podczas drugiego nurkowania na South Miniloc dokładnie w tym samym miejscu spotkaliśmy ławicę barakud i jeszcze większą niż wczoraj ławicę żółtych jackfish. Bardzo fajnie się z nimi bawi..
Zobaczyliśmy dzisiaj także kilka fajnych okazów Crocodile fish, Stone fish oraz wielką Flamboyant Cuttle Fish, która nic sobie nie robiła z obecności nurków. Generalnie jak ktoś lubi rafę koralową i egzotyczne rybki to warto tu przyjechać i dać nura. Miejsca robią wrażenie.

2017-03-05, 21:23 Corong-corong. El Nido – zmiana miejsca

Ostatni zachód słońca w tym miejscu, ostatnia kolacja z widokiem na zatokę w Corong-corong, gdyż jutro przenosimy się do Port Barton. Wszyscy, dosłownie wszyscy, których spotkaliśmy mówili nam, że koniecznie musimy pojechać do Port Barton bo jest cudownie. Podobno niewielka to wioska, ładna plaża i cisza i spokój. Zobaczymy, bo to nasze ostatnie miejsce przed lotem do Manili i powrotem do domu.
Start: jutro rano o 8:00. Dobranoc.

Corong-corong. Plaża.
Corong-corong. Zachód słońca.

2017-03-06, 13:45 Port Barton – witamy

Na ostatni przystanek na Palawan wybraliśmy Port Barton. Czterogodzinna droga vanem upłynęła dosyć szybko. Doniesienia o koszmarnej jakości drogi pomiędzy Roxa a Port Barton są zdecydowanie wyolbrzymione.. Oczywiście są miejsca gdzie jedzie się wyboistą droga szutrową, lecz to tylko niewielkie fragmenty. Pozostała część to wygodna betonowa droga po pagórkach. Wszystko jest w budowie, więc pewnie za chwilę nie będzie nawet tych niewygodnych fragmentów. Z jednej strony to dobrze, bo będzie wygodniej, a z drugiej pewnie przyczyni się to do zwiększenia się ilości odwiedzających. Coś za coś.
Port Barton to malutka miejscowość położona w ładnej zatoce. Idealnie drobny, biały piasek, ciepła woda, palmy i inne drzewa. Niestety krajobraz psują zacumowane łodzie, którymi turyści wypływają na liczne island hopping. Pomimo, tego elementu, to i tak jest pięknie.Dzisiaj, pomimo, że w okolicy lunchu nie byliśmy mocno głodni to zjedliśmy: 2 porcje smażonych kalmarów, krewetki z czosnkiem, smażone warzywa. Dodatkowo na koniec dnia skosztowaliśmy olbrzymią przepyszną pizzę serwowana przez Filipińczyków w barze, gdzie właścicielami jest Izraelczyk i Hiszpanka. Wiem, brzmi to dziwnie – Azja i pizza, lecz wiele osób polecało tę knajpkę (Gorgonzola), a po przekroczeniu jej progu nie mogliśmy się powstrzymać, aby czegoś nie zamówić. Obsługa i klimat miejsca są rewelacyjne. Gorąco polecamy.
Zachód słońca był taki sobie, ale może jutro będzie lepiej.
Nie wiem jak to jest, ale czasami jesteśmy w jakimś miejscu i niby nic w nim nie ma, a od samego początku czujemy się w nim dobrze. Pierwszy nocleg, do którego poszliśmy (polecony przez spotkanych w Coron Hiszpanów) jest extra, sklepiki, które odwiedziliśmy prowadzą sami uprzejmi ludzie, knajpki, w których jedliśmy były fajne i generalnie wszystko się układa tak jak powinno. Dobrze się czujemy w Port Barton i to jest pewne.

Zachęcam do pełnego wpisu dotyczącego Port Barton – dlaczego nam się tu tak podoba.

Plaża w Port Barton.
Port Barton. Nadia i kalmary.
Port Barton. Olbrzymia i pyszna pizza.

2017-03-07, 14:45 Port Barton – nurkowanie

Będąc jeszcze w El Nido pytałem w różnych centrach nurkowych jak wygląda nurkowanie w Port Barton. Niestety nikt nie był w stanie mi nic konkretnego powiedzieć. Dzisiaj zanurkowałem w Port Barton i już wiem jak to tutaj wygląda.
Standardowo popłynąłem z bazą nurkową na trzy nurkowania: Algaguen wreck, Albaguen drift, German turtle. Okazało się, że jak to bywa w egzotycznych bazach nurkowych, płynę na nurkowanie z przypadkową ekipą. Jedna dziewczyna, która ostatni raz nurkowała 8 lat temu!!!, a sympatyczna para Niemców zrobiła OWD 1,5 roku temu i to było ich pierwsze nurkowanie po kursie. Powiem tylko tyle, że zanurzenie na głębokość 5 metrów trwało 4 min. Jednak widać różnice w poziomie wyszkolenia i braku praktyki. Na szczęście później było już lepiej.
Pierwsze z miejsc nurkowych to ok. 40-sto metrowy wrak jakiejś łodzi. Można przepłynąć przez ładownie i wpłynąć do budki kapitana, lecz wszystko jest małe i takie sobie. Główną atrakcją tego miejsca jest możliwość spotkania rybek czyścicieli – cleaner fish, które potrafią zrobić manicure oraz wyczyścić zęby. Było dużo zabawy.
Rafa koralowa jest całkiem ok, lecz wg mnie gorsza niż w El Nido, a rybek jest zdecydowanie mniej. Spotkaliśmy kilka razy crocodile fish i to tyle. Było fajnie, lecz na drugi dzień nurkowania chyba już się nie wybiorę, bo skoro dzisiaj widziałem najlepsze miejsca w Port Barton to chyba tych gorszych raczej nie chcę zobaczyć. A może rozbestwiła mnie jakość nurkowania na El Nido i Coron i zbyt wiele oczekuję? Jak sobie przypomnę to, co można zobaczyć w Polsce pod wodą, to Port Barton powinno być mekką dla nurków :)

2017-03-07, 16:23 Port Barton – plażowanie

Nadii bardzo się podoba tutejsza plaża. Do tego stopnia, że trzeba ją na siłę wyciągać z wody, bo sama dobrowolnie nie chce wyjść – no chyba, że na jedzenie. Czy już pisaliśmy, że podoba nam się Port Barton? Za co? Po prostu – za nic.

port barton plażowanie nadia
Nadia w podróży na Filipiny – Port Barton – plażowanie

2017-03-07, 19:33 Port Barton – jedzenie

Nie wiem, dlaczego tak jest, lecz jak byliśmy w Corong-corong to miejsc noclegowych było bardzo dużo, zdecydowanie wszystkie raczej drogie, jednak miejsc do jedzenia było niewiele. Trzeba było pojechać do El Nido, aby mieć wybór i zjeść coś dobrego.
A tutaj malutki Port Barton a knajpek od koloru do wyboru. Wczoraj jak widzieliście jedliśmy pyszną pizzę, wcześniej kalmary w kilku miejscach, a dzisiaj byliśmy na rewelacyjnych rybach (curry oraz coś podobnego do naszego tatara podawanym w mleczku kokosowym) i najlepszy sok z mango, jaki do tej pory piliśmy na Filipinach. Jesteśmy objedzeni – to mało powiedziane, więc aby się dobrze trawiło to wieczorem pijemy tutejszy rum, który jest tańszy od wody :)
Dobranoc.

Port Barton. Pyszna ryba na surowo marynowana w mleczku kokosowym z przyprawami. Rewelacja.
Port Barton. Przygotowanie jedzenia.
Port Barton. Nie ma to jak załapać się na Happy Hours w trakcie zachodu słońca
port barton sunset
Port Barton – dzisiejszy zachód słońca.

2017-03-08, 08:08 Port Barton – 8 Marca

Moje miłe Panie,
dzisiaj przypada Wasze święto. Tak się jakoś składa, że od kilku lat piszę do Was życzenia gdzieś z dalekiej podróży – nie powiem, jest mi tym bardziej miło.
W dniu Waszego święta, życzę Wam wszystkim, aby każdy dzień, każda minuta i każde wydarzenie w Waszym życiu było tak samo pozytywnie zaskakujące jak ta fala, która „zaatakowała” niespodziewanie Nadię i aby święto 8 marca było celebrowane przez Waszych mężczyzn przez cały rok, a nie tylko dzisiaj.
Miłego świętowania.

port barton 8 marca nadia
Port Barton. 8 marca – Międzynarodowy Dzień Kobiet

 2017-03-08, 11:18 Port Barton – żółwie

Idziemy sobie z Nadią tutejszą ulicą. Za prostym płotkiem na huśtawce siedzi mała dziewczynka, a obok starszy brat bawi się komórką. Witamy się: Hello, hello, chwilę gaworzymy na migi. Kilka zdjęć później przyjeżdża tata parki dzieciaków i pyta czy chcemy zobaczyć małe żółwie, bo ma w domu. Dlaczego nie. Idziemy z Nadią na podwórze. W jednej z dużych misek jest 9 miesięczny żółw, a po chwili przynosi mniejsze wiaderko z 7 dniowymi osobnikami. Facet tłumaczy, że co jakiś czas wybiera się na German Island, aby zabrać ze sobą do domu kilka, kilkanaście dopiero, co wyklutych żółwi. Trzyma je przez 10 miesięcy w domu, karmi i patrzy jak rosną. Po tym czasie żółwie są już na tyle silne i duże, że wypuszcza je do morza bez obawy, że jakieś drapieżniki je zjedzą. Dlaczego tak robi? Wie, że szanse przeżycia dopiero, co wyklutego malutkiego żółwika są niewielkie, więc w taki sposób pomaga im przeżyć i zwiększyć populację żółwi w okolicach Port Barton.
Podobne rodziny spotkaliśmy w Corong-corong, które też trzymały przez kilka tygodni malutkie żółwie w domu, aby później silniejsze wypuścić do ich naturalnego środowiska.
Muszę przyznać, że malutkie kilkudniowe żółwie są słodkie.

port barton zółw
Port Barton – 9 miesięczny żółw.

2017-03-09, 15:18 Port Barton – White Beach

Namawiali, namawiali i namówili. Agnieszka i Agata, (dzięki), które spotkaliśmy w Coron mówiły nam o małej plaży w okolicy Port Barton. Postanowiliśmy ją dzisiaj zobaczyć. Spacerkiem plus minus godzina drogi – trochę plażą, trochę lasem, a trochę drogą, bo się trochę pogubiliśmy. Jednak liczy się efekt końcowy i w końcu dotarliśmy do tego miejsca.
Jest tu położony całkiem fajny resort z dużymi chatkami z pięknym widokiem na przepiękną plażę. Idealny biały piaseczek, zielona trawka i piękne wysokie palmy, pomiędzy którymi rozciągnięte są hamaki. Szkoda, że tak na ostatnią chwilę dowiedzieliśmy się o tym miejscu, bo pewnie chcielibyśmy spędzić tu noc lub dwie.
White Beach jest położona wzdłuż małej zatoczki. Nic tu nie ma poza wspomnianym resortem. Bardzo nam się spodobało to miejsce. Cisza, spokój, wygodne hamaki i cień palm, który pomagał odetchnąć od upału. Pomimo, że niebo było mocno zachmurzone to bardzo czuliśmy na naszej skórze moc słońca.
Jeżeli będziecie w okolicy to koniecznie odwiedźcie White Beach.

Port Barton. White Beach bardzo fajne miejsce na relaks i odpoczynek.
Port Barton. White Beach. Który hamak wybrać na dzisiejsze popołudnie?
Port Barton. White Beach – na hamaku z mamą.
Port Barton. White Beach – na hamaku z tatą.
To co pijemy kokosa?
Nadia w podróży na Filipiny – jestem okrąglutka bo dużo jem.

2017-03-10, 21:48 Port Barton – Puerto Princesa – Manila

Trafił nam się kolejny dzień transportowy. Niestety tak to już bywa, że gdy odległości są duże, to trzeba poświęcić trochę czasu na przemieszczanie się. Wystartowaliśmy busem o 13:00 z Port Barton do Puerto Princesa. Jak już wiecie Port Barton jest malutką wioską, lecz kupując bilet na busa zawierał on odbiór z hostelu. Zatem zanim odebraliśmy kilkanaście osób z ich hosteli, zanim duży bus wykręcił w wąskich uliczkach wioski minęło prawie 45 min :)

Dwie obserwacje podczas drogi:

  1. Nie wiem czy  wszyscy tak robią czy tylko zagraniczni turyści, których my spotkaliśmy, ale nie wyobrażam sobie siedzenia tak, aby moje brudne stopy podsuwać sąsiadowi na bocznym siedzeniu pod nos. Może to jakaś dziwna moda lub po prostu brak podstawowego wychowania?
  2. Liczne zakręty, wzniesienia i pagórki mocno wpływają na komfort jazdy. Moja sąsiadka kilkukrotnie nie wytrzymała trudów tej jazdy i kulturalnie cyklicznie wymiotowała w swoja chustę. Bałem się, że kiedyś chusta przepełni swoją pojemność i będzie klops. Na koniec roczne dziecko zwróciło z wielką fontanną całe mleko na podłogę i okolicznych współpasażerów. Także trzeba uważać.

Lotnisko w Puerto Princesa jest bardzo małe. Kilka budek z pamiątkami i orzeszkami, 5 stanowisk do odprawy i niewielki hol dla oczekujących na lot. Jednak zmieścił się tam malutki plac zabaw, gdzie Nadia z ochotą spędziła całe dwie godziny. Kolejny raz – tak niewiele, a wystarczyło, że ktoś pomyślał i tak mocno ułatwił podróżującym rodzinom z dziećmi swoim pomysłem o uruchomieniu tu mini placu zabaw dla dzieci
AirAsia kolejny raz pokazała jak bardzo liczą się dla niej statystyki nieopóźnionych lotów, gdyż planowo mieliśmy być w Manili o 21:15 a wylądowaliśmy 20:40 :).
Ktoś, kiedyś powiedział mi, że AirAsia specjalnie podaje daty przylotów z dużym zapasem czasu, aby być zawsze o czasie.

Puerto Princesa – lotnisko.
Bye Bye Palawan – kierunek Manila.

Biorąc taksówkę z lotniska w Manili (i każdego na Filipinach) koniecznie trzeba wybrać „REGULAR METERED TAXI”, aby zapłacić normalne, niewielkie pieniądze. Nasz kierowca miał zły dzień, albo dopiero, co zrobił prawo jazdy. Wrzucanie biegów szło mu bardzo opornie, a praca sprzęgłem to dla niego totalna czarna magia. Nie przeszkadzało mu, że jechał cały czas na długich światłach, a bagażnik częściowo zamknął na sznurek.
Dojechaliśmy do Wanderers GH – polecany przez znajomych spotkanych w Sagadzie. Rzuciliśmy plecaki i poszliśmy coś zjeść do okolicznej jadłodajni po przeciwnej strony ulicy. Dobre jedzenie, duże porcje, lecz Nadia nie dała już rady i zasnęła na kolanach u mamy. Nie chciała nic jeść tylko spać.
Jednak bardzo mocno widać, jak każdy ma bardzo różne oczekiwania. Dostaliśmy pokój zaraz obok baru na dachu. Niestety głośna muzyka, impreza i rozmowy nawet po północy nie skończyły się. Dopiero po 1:00 barman ściszył – nie wyłączył, lecz ściszył muzykę.

Manila. Nadia była na tyle zmęczona podróżą, że postanowiła odpuścić jedzenie.

2017-03-11, 16:30, Manila NAIA, Terminal 1 – lotnisko

Niestety wszystko, co dobre szybko się kończy. Ostatnie zdjęcie przed wylotem z Filipin…. A korciło nas, aby zamiast na zachód polecieć na wschód i nie wracać.

manila wylot
Manila. Lotnisko. Wylot do Kantonu.

2017-03-12, 22:15, Kanton (Guangzhou) – lotnisko

„Panda misiem jest uroczym,
Czarne łapki ma i oczy,
bambusowe liście wcina,
Odwiedź mnie jak będziesz w Chinach”
czy jakoś tak ta bajka szła, którą czytaliśmy Nadii na dobranoc jak była mała.

Zatem byliśmy na chwilę w Chinach i zobaczyliśmy sztuczną pandę. Następnym razem będziemy chcieli zobaczyć prawdziwą :).

Kanton. Sklep z maskotkami.

2017-03-12, 21:18 Wrocław, Polska – koniec wyjazdu

Z kronikarskiego obowiązku pragnę napisać, że po kilkunastu godzinach spędzonych w samolotach, autobusach i taksówkach w końcu dotarliśmy do domu, zatem już oficjalnie można napisać, że to koniec naszego wyjazdu. Na dłuższe podsumowanie i uzupełnienie zapisków, nowe artykuły i piękne galerie zdjęć przyjdzie jeszcze pora, teraz idziemy spać. Dzięki wszystkim, którzy podróżowali razem z nami.

Nadia w podróży na Filipiny
Nadia w podróży na Filipiny – koniec wyjazdu.

KONIEC!!!

PS. Jeżeli ktoś planuje wyjazd na Filipiny to warto zapoznać się z praktycznym wpisem – Filipiny informacje praktyczne oraz z poprzednim artykułem Nadia w podróży na Filipiny.

Newsletter

Podobał Ci się artykuł i zdjęcia? Chcesz być zawsze na bieżąco i jako pierwsza/y otrzymywać powiadomienia o nowych wpisach na blogu? Zapisz się do newsletter'a. Obiecuję zero spam'u

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *