Anty-kibic i wspomnienia z Euro 2012 czas zacząć…
Nie jestem fanem piłki nożnej. Spokojnie mogę napisać, że daleko mi do bycia kibicem, a właściwie dużo mi bliżej do bycia anty-kibicem. Nie rozumiem, o co takie wielkie halo. Historycznie Polska może pochwalić się osiągnięciami w piłkarstwie, ale obecnie? Zatem skąd, aż tylu kibiców tej dyscypliny? Nieistotne. Ważne jednak, co działo się rok temu w ramach olbrzymiego wydarzenia, jakim było Euro 2012. Rocznice zawsze nastrajają do refleksji, zatem oto moje wspomnienia z Euro 2012.
Pomimo tego, że moja znajomość polskiej piłki nożnej ogranicza się wyłącznie do doniesień prasowych o kolejnych aferach korupcyjnych, pseudo celebrytach piłkarskich czy zamieszek z udziałem zwaśnionych grup pseudokibiców to chciałem zobaczyć jak Polska i Polacy udźwigną ciężar, tak wielkiego wydarzenia, jakim było Euro 2012. Nie bawiąc się w wielką i zagmatwaną politykę na poziomie UEFA i PZPN byłem ogromnie zaskoczony, w jaki sposób poradziliśmy sobie z tym „świętem piłki nożnej”.
Na wiele godzin przed meczem Polska – Grecja, Wrocław tonie w barwach biało-czerwonych. Praktycznie nie można było zobaczyć samochodu, który nie miałby jakiegoś narodowego symbolu na swojej karoserii. Nieważne czy to małe chorągiewki powiewające na wietrze, wielkie naklejki na szybach czy transparenty – każdy na swój sposób epatował pozytywną energią i chęcią zaznaczenia, komu kibicuje.
Chodnikiem przetaczają się grupy wystrojonych kibiców. Biało-czerwone koszulki, wymalowane w barwach narodowych twarze, kolorowe nakrycia głowy. Często dmą w wielkie trąbki pozdrawiając przejeżdżające samochody, które rewanżują się trąbieniem klaksonu.
Powoli zbliża się godzina pierwszego meczu naszej reprezentacji, a strefa kibica we wrocławskim rynku pęka w szwach. Wszyscy uśmiechnięci i radośni, jak przystało na prawdziwą uroczystość wpatrują się w ogromne telebimy. Dominują dwa kolory: biały i czerwony. Jak okiem sięgnąć widać specjalne peruki, szaliki z barwami narodowymi i pięknie wymalowane twarze. Nie ma tu podziałów, nie ma kategorii wiekowych. Od małych dzieci trzymanych na rękach, przez staruszków opierających się na swoich laskach – wszyscy chcą się dobrze bawić i współuczestniczyć w tym „święcie narodowym”. Wszyscy wyczekują historycznego momentu, czyli rozpoczęcia Euro 2012 w Polsce.
Reprezentacja wchodzi na murawę. Za chwilę rozlegnie się Mazurek Dąbrowskiego i cały wrocławski rynek śpiewa razem z kibicami i piłkarzami znajdującymi się na Stadionie Narodowym w Warszawie. Gdzieniegdzie pojawiają się łzy, innych uciska w sercach – czuć wirujące emocje w powietrzu.
Od pierwszego gwizdku reprezentacja nie grała tylko w 11 piłkarzy. Na rynku było kilkadziesiąt tysięcy osób i mam wrażenie, że wszyscy graliśmy z naszą jedenastką. Każdy strzał na bramkę, każde wybronienie piłki, każdy rzut z autu lub rożny był głośno wspierany przez zagorzałych kibiców. Radosne śpiewy, oklaski, nawoływania trzęsły całym rynkiem.
Niezależnie od tego czy to był dobry mecz w wykonaniu naszej reprezentacji (nie mi to oceniać) czy nie, to mam wrażenie, że my kibice rozegraliśmy podczas tych mistrzostw mecz życia. Takiej atmosfery, takich pozytywnych emocji i wrażeń związanych z piłką nożną to chyba dawno w naszej historii piłki nożnej nie było. Pomimo tego, że kompletnie to nie moja bajka to na te parę dni, gdy grała nasza reprezentacja, zamieniłem się w 100% kibica, uczestnika stref w koszulce w barwach narodowych.
Moje wspomnienia z Euro 2012 będą zawsze jak najbardziej pozytywne i mam nadzieję, że jeszcze kiedyś będzie można oglądać taki pozytywnie jednoznaczny obraz polskich kibiców piłki nożnej. Niestety nie jestem w stanie zrozumieć, co się stało zaraz po ostatnim gwizdku na ostatnim meczu mistrzostw Euro 2012? Gdzie zniknęła ta mega pozytywna atmosfera? Przecież ci wszyscy radośni, polscy kibice nie mogli wyjechać za granicę, zatem gdzie oni są? Dlaczego znowu słyszymy o burdach i zamieszkach pseudokibiców?