Plaża Ton Sai, czyli Nadia w podróży
Mamo, tato wstajemy już? Jest dopiero godzina 7 kochanie – śpij jeszcze. Nadia pokręciła się trochę na łóżku i znowu zasnęła. Minęło trochę czasu. Tym razem budzi mnie burczenie brzucha. Spoglądam na zegarek – no ładnie, jest już po 10, zatem najwyższy czas, aby wstać. W końcu jesteśmy tu, a plaża Ton Sai, piasek i woda na nas czeka. Głupio byłoby przespać cały dzisiejszy dzień.
Proza dnia codziennego jest prosta – najpierw jedzenie dla Nadii, później powolne ubieranie strojów kąpielowych i idziemy do knajpki na śniadanie dla rodziców. Menu znamy prawie na pamięć – nie ma co wybrzydzać – naleśniki z bananami i kawa dla Agi oraz tom yum z krewetkami i shake owocowy dla mnie (czasami podmiana na curry).Idziemy wąską ścieżką pomiędzy palmami, aby dotrzeć na plażę Ton Sai. Jest gorąco, bardzo gorąco, zatem trzeba znaleźć sobie miejsce w cieniu, bo pomimo tego, że mamy krem z wysokim filtrem to na niewiele on się zda. Rozkładamy sarongi, wyciągamy klocki i książeczki dla Nadii i rozpoczynamy wspaniały dzień, dzień nicnierobienia.
Nadia ma niesamowitą zdolność – dosłownie chwilę po rozłożeniu saronga na plaży, już znajduje się na nim cała masa piasku. Nie ma sensu strzepywać, bo za moment jest dokładnie taki sam stan.
Idziemy do wody, co jakiś czas należy się schłodzić. Pierwszy kontakt z wodą zawsze jest niemiły, pomimo tego, że jest bardzo ciepła. Nadia szuka wykrętu jak tu odwlec ten moment jak najdalej, jednak, gdy już wejdzie, to później ciężko ją z niej wyciągnąć.
Wiadomo, że woda strasznie wyciąga, a jedzenie na plaży zawsze dobrze smakuje. Obiadek jest już gotowy, układanka przygotowana, zatem czas na posiłek. Nieważne, że twarz jest cała brudna, że troszkę spadło na rękę – nikomu to nie przeszkadza. Za chwilę idziemy przecież do wody.
Jak wiadomo po południu każdy ma ochotę się zdrzemnąć, zatem Nadia układa powoli się na ręczniku. Z oddali słychać grę na gitarze i miły śpiew dziewczyny, która siedzi nieopodal w cieniu. Idealna kołysanka. Nadii oczy muszą troszkę odpocząć. My chyba pójdziemy jej śladem.
Po przebudzeniu czas na owoce i dalsze zabawy w piachu. Słońce powoli wchodzi na stały ląd i daje trochę wytchnienia. Kolejne kąpiele i kolejne zamki z piasku, jednak trzeba powoli iść pod prysznic, a później na kolację, bo w brzuszku zaczyna burczeć.
Czy był to nudny dzień? Zdecydowanie tak. Czy nam to przeszkadza? Absolutnie nie – jesteśmy przecież na wakacjach, które są po to, aby spędzać ze sobą 24 godziny na dobę, aby nasza mała Nadia miała nas cały czas przy sobie, aby mogła doświadczać wszystkiego tego co my. Nie wspomnę nawet o wyjadaniu przez Nadię z naszych talerzy. Niezależnie czy to piekielnie ostre czerwone curry, czy słodki shake z mango – wszystkiego chce spróbować.
Plaża Ton Sai jest bardzo specyficzna – nie ma tu komercyjnych leżaków, turystów all-inclusive, nie ma infrastruktury masowego turysty – jest cisza, spokój i niesamowity klimat, który nam bardzo, ale to bardzo odpowiada. Polecamy każdemu.
PS. Nasz wyjazd „Tajlandia i Kambodża z maluchem u boku” odbył się w terminie 19.01. – 12.02.2014 roku.