Robert Robb Maciąg. Tysiąc szklanek herbaty recenzja książki

Pierwsze wrażenie…

Na pierwszy rzut oka, książka „Tysiąc szklanek herbaty” różni się od innych pozycji poziomym układem. Wydana jest całkiem przyzwoicie, na dobrej jakości, kredowym papierze, co ma swoje plusy (jakość druku zdjęć) i minusy (jest ciężka). Moją uwagę zwrócił grzbiet, gdzie widać klejenie stron, co sugeruje kiepską „żywotność” książki. Sądziłem, że po przeczytaniu pozycja rozpadnie się na pojedyncze kartki, lecz na szczęście nic takiego się nie stało. Pomimo noszenia jej w torbie z drugim śniadaniem i czytaniem w trakcie jazdy autobusem, jej wygląd w chwili obecnej nie budzi zastrzeżeń.

tysiąc szklanek herbaty okładka
Robert Robb Maciąg. Tysiąc szklanek herbaty. Spotkania na Jedwabnym Szlaku.

Drugie wrażenie…

Mając w pamięci pierwszą książkę Roberta Maciąga „Rowerem przez Chiny…”, którą przeczytałem dawno temu miałem nadzieję, że ta będzie zupełnie inna. Tamta jakoś nie przypadła mi do gustu, nudziły mnie opisy i wewnętrzne rozterki autora.
Pierwsze parę stron utwierdziły mnie w przekonaniu, że mam do czynienia z całkowicie inną książką.
Z głównymi bohaterami Anią i Robertem startujemy w rowerową podróż z Turcji, aby pokonać wiele kilometrów wzdłuż legendarnego „Jedwabnego Szlaku” i dojechać do Chin. Po drodze „zaglądamy” do miast, które były historycznie ważnymi miejscami dla handlowców i karawan. Czasami zwiedzamy meczety, budowle, główne place.
Jednak „Tysiąc szklanek herbaty” głównie opowiada o ludziach napotkanych podczas wyprawy. Pomimo, że posiadają tak niewiele, to jednak bardzo chętnie dzielą się z podróżnikami. Zapraszają na nocleg, na posiłek. Jak dla mnie to największa wartość tej książki. Opisy rodzin, ich zachowania, ich bezinteresowna chęć pomocy obcym. Na co dzień, żyjąc w europejskim kraju, nie zawsze mamy możliwość doświadczenia tego rodzaju uczuć, czy kontaktu z podobnymi zachowaniami.
Spotkania z miejscowymi ludźmi z dala od utartych szlaków turystycznych pozwalają zobaczyć jak naprawdę żyją, jaki mają system wartości, co jest dla nich ważne, a co nie.
Bardzo się cieszę, że „Tysiąc szklanek herbaty” nie jest skrupulatnym zapisem kolejnych dni, pokonanych kilometrów, gdzie najważniejsze jest, ile przejechali danego dnia, czy którą z kolei łatają dziurę. Pomimo, że podróż trwała ponad osiem miesięcy i na pewno sytuacji godnych opisania było setki, to autor potrafił dokonać dobrego wyboru.

tysiąc szklanek herbaty okładka
Robert Robb Maciąg. Tysiąc szklanek herbaty. Spotkania na Jedwabnym Szlaku.

Trzecie wrażenie…

Zdjęcia są integralną częścią tej pozycji – wzmacniają jej przekaz, ilustrują opisy. W dobie popularności Photoshopa i ogólnej tendencji do przesadnego używania jego możliwości, cieszę się, że opublikowane kadry zachowały swoją naturalność i prostotę. Uwiecznione portrety ukazują ludzi w ich codziennym otoczeniu. Bije z nich szczerość, dobroć i serdeczność, której doświadczył autor książki.
Wielka szkoda, że nie zdecydowano się, aby zdjęcia zawierały podpisy, co jeszcze bardziej wzmocniłoby ich przekaz.
Pomimo, że nie jestem zapalonym rowerzystą, a może właśnie dlatego, można było pokusić się o dosłownie jedną stronę zawierającą podsumowania różnego rodzaju „technikaliów” związanych z przebiegiem podróży. Statystyki w postaci np. ilości przejechanych kilometrów, ilości złapanych gum, połamanych szprych, waga ekwipunku, ilości zrobionych zdjęć, liczby nocy spędzonych pod namiotem, u ludzi w domach itd. Dla mnie byłoby to przysłowiową „wisienką na torcie” .

Newsletter

Podobał Ci się artykuł i zdjęcia? Chcesz być zawsze na bieżąco i jako pierwsza/y otrzymywać powiadomienia o nowych wpisach na blogu? Zapisz się do newsletter'a. Obiecuję zero spam'u

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Podobają Ci się artykuły i zdjęcia?

Chcesz być zawsze na bieżąco?
Chcesz jako pierwsza/y otrzymywać powiadomienia o nowych wpisach na blogu? Zapisz się na newsletter. Obiecuję zero spam'u